W okresie okupacji więźniowie kieleckiego więzienia otrzymywali tylko kawę i kawałek ciemnego chleba, kaszę, rozwodnione zupy. W grypsach skarżyli się na głód. Ratunkiem była pomoc żywnościowa organizowana przez „Caritas” i działaczy Rady Głównej Opiekuńczej oraz paczki żywnościowe, które mogli dostać z domu. Paczki te były dokładnie sprawdzane i często okradane przez strażników.
Wincenty Sobolewski – fragment „Dziennika” z lat okupacji
– Pański syn jest w więzieniu. Siedzi na oddziale politycznym. Widzieć się z nim Pan nie będzie mógł, bo i Pana by z pewnością aresztowali. Może mu Pan jednak podać paczkę żywnościową. Bo tam w więzieniu głód jest okropny. Ludzie puchną z głodu i umierają.
Następnego dnia ran naszykowałem paczkę żywnościową. Była w niej słonina, kiełbasa , boczek, cukier i chleb. To wszystko, co zdołałem kupić na czarnym rynku w Kielcach. Z paczką udałem się pod bramę więzienia, gdzie zobaczyłem długa kolejkę ludzi z paczkami. Od nich dowiedziałem się, ze przyjmują paczki żywnościowe raz w tygodniu i nie trzeba mieć żadnego pozwolenia, chyba, że jest specjalne zastrzeżenie dla któregoś więźnia, ale i tak to można obejść. Każdą praktycznie paczkę przyjmują. Inna rzecz, że całej paczki żaden więzień nigdy nie dostanie, bo większą część produktów zabiera służba więzienna…