Tyfus, hiszpanka, czerwonka a nawet czarna ospa nawiedziły Kielce podczas I wojny światowej. Były skutkiem nie tylko typowym dla czasów wojen braków w zaopatrzeniu ale przede wszystkim wynikały… z katastrofalnego poziomu higieny. Ścieki i odchody wpuszczane do Silnicy (ciężko ją było nazwać wówczas rzeką), lub wprost na ulice. Zbyt mało pracowników sprzątających miasto ( tylko sześciu), jeden beczkowóz wywożący szambo, niskie zużycie wody plus wygórowane ceny za kąpiel w łaźni miejskiej w żaden nie zapewniały czystości. „Gazeta Kielecka” zwracała też uwagę na wysokie ceny słomy która wykorzystywano na posłaniach, wapna do bielenia, odzieży i obuwia.
Tyfus przypuścił atak na mieszkańców naszego miasta na początku 1916 roku i dziesiątkował Kielczan przez prawie rok. Miesięcznie umierało ok 110 osób. Po zastrzyku gotówki i środków bakteriobójczych przyznanych przez generał-gubernatora, zaczęto walkę z epidemią. Założono odwszalnię, szpital epidemiczny i rozpoczęto systematyczną dezynfekcję mieszkań. Pojawiły się odezwy do mieszkańców jak chronić się przed zarażeniem. Wprowadzono przepisy o zachowaniu higieny w zakładach fryzjerskich i miejscach publicznych. Rada Miejska nakazała wszystkim których doły kloaczne miały kanały odprowadzające do Silnicy, zbudowanie szamb. To właśnie z okresu walki z tyfusem pochodzi dobrze znany Kielczanom budynek dawnej łaźni miejskiej na rogu ulic Staszica i Solnej (mogła obsłużyć do 350 osób dziennie), pierwsza karetka. To wtedy dr Buszkowski rozpoczął starania o budowę szpitalika dziecięcego.
Magda Lang-Trela