“To nie bomba nuklearna”

34 lat temu- 26 kwietnia 1986 roku, o godzinie 1:23 w reaktorze numer 4 elektrowni atomowej w Czarnobylu na Ukrainie wybuchł wodór. Wynikiem eksplozji był pożar i chmura radioaktywnego pyłu który rozprzestrzenił się nad Europą.

W Instytucie Hoovera (Uniwersytet Stanforda) zachował się egzemplarz raportu dla rządu Jaruzelskiego opisującego prace rządowej komisji i decyzje najwyższych władz Polski w sprawie zagrożenia po wybuchu w Czarnobylu. Jest to przeredagowany tzw. Tajny Raport Szałajdy (wiceprezes Rady Ministrów 1982-1988), stworzony w Instytucie Energii Atomowej w Świerku w czerwcu 1986 roku. Został on wydany jedynie w liczbie 250 egzemplarzy. Ciekawostką jest w jaki sposób raport znalazł się w zbiorach Instytutu Hoovera- został on sprzedany przez Jerzego Urbana, rzecznika prasowego Rady Ministrów w latach 1981-1989.

Polski rząd nie dostał od władz ZSRR oficjalnej noty dotyczącej sytuacji w Czarnobylu. Pierwsza potwierdzona informacja o radioaktywnej chmurze nad naszym krajem pojawiła się 28 kwietnia. W Raporcie zapisano:

„28 kwietnia 1986 r., około godz. 9.00, Centralne Laboratorium Ochrony Radiologicznej (CLOR) otrzymało informację z placówki Służby Pomiarów Skażeń Promieniotwórczych (SPSP) Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMiGW) w Mikołajkach o szybkim wzroście radioaktywności powietrza”. Mimo, że w wielu miejscach kraju odnotowywano przekroczenia norm skażenia radioaktywnego (nawet kilkusetkrotne), Polaków oficjalnie poinformowano dopiero 29 kwietnia. Jednak wieści rozchodziły się po kraju, zwłaszcza, że Radio BBC podało informacje o skażeniu 28 kwietnia :

„Poczta pantoflowa była najszybszym sposobem rozchodzenia się wiadomości. Były laboratoria, które badały poziom skażenia radioaktywnego powietrza, w Kielcach takie laboratorium działało na Politechnice Świętokrzyskiej. Informację przekazał mi doktor Kowalski, szef pracowni radiologii i immunologii w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach”. Wspominana ówczesny lekarz kieleckiego Szpitalika profesor Mieczysław Szalecki.

Czemu rząd nie informował Polaków? Czy chodziło od zasadę „maksimum bezpieczeństwa-minimum paniki”? O nie drażnienie Związku Radzieckiego? To też były ważne czynniki ale był jeszcze jeden- zbliżające się Święto Pracy. Obchodów nic nie mogło zakłócić. W 1986 roku na honorowe trybuny podczas obchodów pierwszomajowych wylegli wszyscy nawet najmniej znaczący notable komunistycznej władzy. Mieli pokazać wystraszonym obywatelem, że sytuacja jest opanowana a prasa informowała o zmniejszającym się skażeniu. W Czarnobylu reaktor ciągle się palił… Skażenie objęło całą Polskę 30 maja.

29 kwietnia niektóre lokalne gazety opublikowały treści o zagrożeniu, a raczej jego braku, w związku z pożarem w elektrowni w Czarnobylu. Mieszkańcy Kielc mogli przeczytać króciutką notatkę na siódmej stronie „Echa Dnia” (1986.04.29, R.16, nr 83).

Natomiast „Słowo Ludu” pierwsze informacje podało dopiero 30 kwietnia (1986. 04.30, R. XXXVII, nr 101). I tutaj wydźwięk artykułów był uspokajający. Władza zapewniała, że nie ma się czego bać.

Wypowiedzi Urbana i cenzura informacji nie zmieniły faktu, że 29 kwietnia na najwyższych szczeblach zapadła decyzja mająca „zabezpieczyć” zdrowie przede wszystkim najmłodszych obywateli. Już późnym wieczorem tego dnia, rozpoczęto na północy i wschodzie Polski podawanie płynu Lugola dzieciom i niektórym dorosłym. W innych regionach Polski akcja była kontynuowana do 5 maja. W sumie preparat otrzymało 18,5 mln osób (10,5 mln dzieci). Władza sprowadziła także 2 tysiące ton mleka w proszku dla dzieci z obawy przed skażeniem mleka. Zalecano wstrzymanie wypasu bydła, ograniczenia spożywania owoców i warzyw, dokładnego ich mycia, nie otwierania okien w domach.

Płyn Lugola był wydawany m. in. w przychodniach, szkołach, przedszkolach. Do punktów ustawiały się długie kolejki. Niektórzy ze strachu na własną rękę pili nierozcieńczoną jodynę, bądź krążyli od punktu do punktu aby otrzymać kolejne dawki. Wiele osób wspomina nie tylko gorzki smak płynu ale także rymowanki „krążące” po ulicach miast:

 

„Dylu, Dylu na badylu

pierdyknęło w Czarnobylu.

Cieszą się radzieckie dzieci

że im sztuczne słonko świeci.

Pijcie dzieci płyn Lugola

to radziecka coca-cola”.

“Opowiemy dziś bajeczkę,
o zielonej Ukrainie,
elektrownię wywaliło,
dwóch tylko nie żyje.

Bracia nic nie powiedzieli,
myśleli, że się rozwieje,
ale Szwedzi namierzyli,
już się Lugol leje.

Pierwszy maja, Święto Pracy,
na ulicach tłum wariuje,
a tu miłość od Przyjaciół,
ciągle promieniuje”

 

“Baju, baju, dylu, dylu, coś wybuchło w Czarnobylu. Jest to bomba atomowa Michaiła Gorbaczowa. Raz, dwa, trzy, kryjesz ty…”

Według obecnej wiedzy podanie Płynu Lugola nie miało większego sensu. Wartości tych najgroźniejszych dla człowieka radioaktywnego jodu, cezu i promieniowania gamma innych radioizotopów nie groziły ludzkiemu życiu.

W 1991 roku Zespół Prezesa Państwowej Agencji Atomistyki do spraw Elektrowni Jądrowej “Żarnowiec” opracował raport w którym wyliczone są wszystkie zaniedbania, procedury które z bezpieczeństwem obywateli nie miały nic wspólnego, poważne naruszenie praw obywatelskich PRL-owskiej władzy. Niestety nigdy nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności.

 

 

 

Zdjęcia: PAP/ East News