Zapomniani Mistrzowie polskiego sportu

Jest w historii polskiego sportu pewna kategoria zawodników, którzy osiągali znacznie większe sukcesy niż Zbigniew Boniek, Andrzej Gołota czy Agnieszka Radwańska, ale prawie żaden z kibiców o nich nie słyszał. Nie mieli szczęśćia, bo ich zmagania sportowe przypadły na lata, kiedy sygnał telewizyjny nie docierał do szerokiej publiki, nie było Interentu i nikt nie mógł nawet pomyśleć o czymś choćby podobnym do mediów społecznościowych, takich jak Facebook czy Instagram. Z tego powodu, a czasem ze względu na kontrowersje związane z tymi osobami, pamięć o nich została zepchnięta w cień historii, a opisy ich osiągnięć leżą często na dnie archiwów, zdala od ludzkiego zainteresowania, ale myślę, że warto je czasem odkurzyć i przypomnieć sportowców, którzy nie tylko byli w swoich dyscyplinach najslepsi w Polsce, ale wyprzedzali swoją epokę, a ich rekordy latami pozostawały niepobite.

Wstydliwy sekret…

Stanisława Walasiewicz

Latem 1911 roku, trzymiesięczna Stanisława Walasiewicz wraz z rodzicami osiadła w Cleveland, dokąd całą rodziną wyemigrowali z miejscowości Wierzchownia, dzisiejsze województwo kujawsko-pomorskie. Od dziecka dziewczynka wyróżniała się muskularną sylwetką, która może nie pomagała jej nawiązywać rówieśniczych przyjaźni, ale pozwalała jej wygrać szkolne zawody lekkoatletyczne, w których dominowała tak bardzo nad swoimi konkurentkami, że z czasem przylgnął do niej przydomek „królowej sprintu”.

Jej celem był udział w Igrzyskach Olimpijskich, ale pomimo nadesłanej propozycji nie chciała reprezentować Polski. Dziennikarzom mówiła, że na najbliższej Olimpiadzie w 1931 roku w Los Angeles pobiegnie dla USA i złożyła wniosek o obywatelstwo amerykańskie. Wielki Kryzys, który rozpoczął sie na przełomie lat 20. i 30. XX w. zepchnął rodzinę Walasiewicz na skraj ubóstwa. Na tydzień przed złożeniem przysięgi obywatelskiej, zawodniczka straciła pracę. Momentalnie zareagowała polska ambasada i zaoferowała jej posadę w polskim konsulacie w Nowym Yorku, tak dopasowaną pod jej potrzeb, aby mogła łączyć pracę z treningami. Przystała na te warunki. W amerykańskiej prasie tłumaczyła się, że nie starała się oszukać Amerykanów, ale musiała zadbać o siebie.

Igrzyska w Los Angeles okazały się dla niej ogromnym sukcesem. Wyrównała rekord świata w biegu na 100 metrów, dzięki czemu wygrała zawody i sięgnęła po złoty medal olimpijski. Czetry lata później , na IO w Berlinie, zdobyła srebry medal w tej samej konkurencji. Dorobek jej nawiększych sukcesów uzupełniają jeszcze cztery złote medale na Światowych Igrzyskach Kobiet i dwa mistrzostwa Europy z biegach na 100 i 200 metrów. Czterokrotnie wygrywała plebiscyt „Przweglądu Sportowego” na Najlepszego Sportowca, ustanowiła 18 rekordów świata, z których część pobito dopiero w latach 60-tych.

To, czy miała prawo zatrzymać te wszystkie wyróżnienia pojawiły się już po jej śmierci. 4 grudnia 1980 roku została postrzelona w trakcie napadu rabunkowego, ambulans długo nie przyjeżdzał, ostatecznie do szpitala zawiózł ją jeden z funkcjonariuszy radiowozem policyjnym. Trzy godziny później zmarła na stole operacyjnym. Ponieważ padła ofiarą zabósjtwa, oględziny i sekcję zwłok musiał przeprowadzić koroner sądowy, który stwierdził u niej nie w pełni wykształcone, niesprawne narządy obu płci. Badania laboratoryjne wskazały, że cierpiała na mozaikowatość chromosomową – ludzie nią dotknięci mogą przejawiać cechy żeńskie w różnym natężeniu. To by tłumaczyło, dlaczego krępowała przebierać się w szatni wraz z koleżankami; na IO w Berlinie jako jedyna poprosiła o prywatna kwaterę, nie życzyła sobie współlokatorki.

Mimo okoliczności, w akcie zgonu wpisano, że była kobietą, a Międzynarodowa Federacja Lekkiej Atletyki nigdy oficjalnie nie poruszyła tej kwestii.

Robert Lewandowski i Mariusz Czerkawski w jednym

Reprezentacja olimpijska 1924. W górnym rzędzie, trzeci od prawej stoi Wacław Kuchar

Wyobrażacie sobie, żeby po meczu reprezentacji Polski w piłce nożnej, Robert Lewandowski wsiadał do pociągu, jechał na zawody w łyżwiarstwie szybkim, później na mityng lekkoatletyczny, aby wystąpić w dyscyplinach biegowych, skoku wzwyż i trójskoku, a następnego dnia z powrotem zakładał łyżwy na nogi i grał w kolejnym spotkaniu Biało – Czerwonych, tym razem w hokeju na lodzie ? Taki był właśnie Wacław Kuchar, jeden z najbardziej wszechstronnych zawodników w historii polskiego sportu.

Jako piłkarz rezprezentował Pogoń Lwów, w barwach której zdobył cztery Mistrzostwa Polski i dwa razy sięgnął po koronę króla strzelców. Statystyki podają różne dane, ale wedłgud tych najbardziej wiarygodnych, dla lwowskiego klubu rozegrał 198 ligowych spotkań strzelając w nich 98 bramek. Zakładał też koszulkę reprezentacyjną, wystąpił m. in. w pierwszym oficjalnym meczu reprezentacji Polski w piłce nożnej, 18 grudnia 1921 roku w Budapeszcie, przegranym 0:1 z drużyną Węgier.

Choć Wacław Kuchar został zapamiętany przede wszystkim jako zawodnik futbolowy, niemałe sukcesy odnosił również jako lekkoatleta. Miał startować w Igrzyskach Olimpijskich w 1920 r., na które z powodu wojny polsko-bolszewickiej nasza reprezentacja jednak nie pojechała.

Był dwukrotnym mistrzem Polski w biegu na 800 m. Zdobył także mistrzostwo kraju w biegu na 110 m przez płotki oraz na 400 m przez płotki. Mistrzostwo w skoku wzwyż wywalczył dwa razy. Triumfował w trójskoku i dziesięcioboju (dwa razy). Ustanowił rekordy Polski w biegach na 800 m i 400 m przez płotki, skoku wzwyż, dziesięcioboju, sztafecie 4 × 400 m i sztafecie szwedzkiej. Reprezentował Polskę na mistrzostwach Europy w 1925 r. w Sankt Moritz, gdzie w wieloboju zajął szóste miejsce. A to wszystko trenując lekkoatletykę na poważnie dopiero od 18 roku życia, do tego momentu ćwicząc ją, jak sam przyznał – „tylko w takim stopniu, w jakim była mi potrzebna do piłki nożnej.”

Wacław Kuchar był również zawodnikiem reprezentacji Polski w hokeju na lodzie i jako członek tej drużyny dwa razy brał udział w Mistrzostwach Europy. W 1927 r. w Wiedniu wraz z kolegami wywalczył czwarte miejsce, a w 1929 r. w Budapeszcie zdobył tytuł wicemistrzowski.

Dla Polski siłował się nie tylko na boisku, ale swój patriotyczny obowiązek wypełniał rónież na polu bitwy. W czasie I wojny światowej trafił na Węgry, gdzie w szkole oficerskiej został podchorążym; walczył również na Podkarpaciu i w Rumunii. Ponadto brał udział m.in. w obronie Lwowa podczas wojny polsko-ukraińskiej i w wojnie polsko-bolszewickiej w roku 1920, kiedy to dostał awans na porucznika.

Dzięki swoim wynikom sportowym został w 1926 r. historycznym, pierwszym laureatem w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca roku, w którym otrzymał aż 94 % procent głosów. Za zasługi dla Polski Wacław Kuchar został odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W listopadzie 1933 r. otrzymał Medal Niepodległości za pracę w dziele odzyskania przez Polskę suwerenności. Wymieniając jego sukcesy wojskowe i sportowe aż może zakręcić się w głowie, jednak przyszłe władze PRL-u nie doceniały sukcesów Kuchara; pochodził z zamożnej rodziny, która była właścicielem kilku kin we Lwowie i Krakowie, później sam prowadził sklep sportowy. To nie pasowała do wizerunku bohatera promowanego przez przywódców demokracji ludowej.

Śląski Pele

Ernest Wilimowski

O Erneście Wilimowskim można byłoby napisać krótko – był najwybitniejszym piłkarzem w historii polskiego futbolu. Sam pseudonim, który nadali mu znawcy piłki nożnej – “Śląski Pele” jest wymowny i na takie miano na pewno trzeba sobie zasłużyć niebagatelnymi umiejętnościami. Ale dlaczego o zawodniku, którego talent porównujue sie do samego króla futbolu, tak mało osób pamięta albo w ogóle o nim słyszało ? Odpowiedź nie jest prosta.

Wlimiowski urodził się w 1916 r. w Katowicach, na terenie zaboru pruskiego. Po urodzeniu nazywał się właściwie Ernst Otto Pradella, a nazwisko Wilimowski odziedziczył po swoim ojczymie, który go adoptował. obywatelem II RP stał się dopiero w 1922 r., gdy Górny Śląsk przyłączono do Polski w wyniku III powstania śląskiego.

Pierwszym klubem, w którym grał był niemiecki 1. FC Kattowitz. W wieku 17 lat zmienił klub na Ruch Wielkie Hajduki (dzisiaj Ruch Chorzów), z którym świętował największe sukcesu w swojej karierze. Wraz z „Niebieskimi“ zdobył cztery razy Mistrzostwo Polski, samemu trzykrotnie sięgając po nagrodę najlepszego strzelca rozgrywek.

Łącznie w chorzowskich barwach Wilimowski zdobył sto dwanaście bramek. Potrzebował do tego zaledwie osiemdziesięciu sześciu spotkań. W jednym z meczów ligowych zaaplikował rywalom 10 goli – rekord ten jest niepobity do dzisiaj. Jednak moment, w którym o polskim zawodniku usłyszał cały świat nadszedł 5 czerwca 1938 r. Tego dnia polska reprezentacja zmierzyła się z drużyną Brazyli na Mistrzostwach Światach rozgrywanych we Francji. Polska przegrała ten mecz 5:6, ale Wilimowski strzelił popularnym Canarinhos aż 4 gole, zostając tym samym jedną z gwiazd tamtego mundialu.

Wzorowo rozwijającą się karierę dopiero 23-letniego zawodnika brutalnie przerwała agresja hitlerowskich Niemiec na Polskę. Jeszcze na 4 dni przed wybuchem II wojny światowej w reprezentacyjnym meczu przeciwko Węgrom, będących w tamtym czasie aktualnymi wicemistrzami świata, zdobył hat-tricka, dzięki czemu Polska wygrała 4:2. Jednak 1 września ‘39 zmienił wszystko i Ernest Wilimowski, aby przeżyć, musiał podpisać Volkslistę, stając się obywatelem III Rzeszy.

Zrobił to motywowany strachem, a do podpisania tego dokumentu namawiał go sam ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski – Józef Kałuża, który zdawał sobie sprawę, że Wilimowski poza graniem w piłkę nie umie kompletnie niczego i gdyby chwycił za broń to zginąłby zapewne po kilku minutach. Kałuża liczył, że konflikt zbrojny szybko się zakończy, jego zawodnicy przeczekają wojnę w Niemczech, po czym znowu będą mogli grać dla Polski.

Wilimowski nie walczył dla Niemiec, wstąpił do tamtejszej policji, aby uniknąć służby w niemieckim wojsku i żeby dalej móc grać w piłkę. Dzięki swoim znajomościom z niemieckim trenerem piłkarskim i asem lotnictwa – Hermanem Graffem, udało mu się uzyskać zgodę władz okupacyjnych na zwolnienie jego matki z obozu koncentracyjnego w Auschwitz.

Powojenne rządy w Polsce dość skutecznie zatarły sławę o Wilimowskim. Pomimo powołań do piłkarskiej kadry naszych zachodnich sąsaidów, naziści również nigdy nie uznawali go za prawdziwego Niemca. Umarł w zapomnieniu, 30 sierpnia 1997 r. w Karlsruhe.

Wojciech Wielgus