W marcu 1943 r. w mieleckim więzieniu przebywało 180 osób. Wśród aresztowanych przez Niemców znalazło się wiele znaczących osób z konspiracji i miejscowych elit. Dzięki informacjom dostarczonym przez wywiad AK wiadomo było, że osoby te miały zostać wywiezione do Oświęcimia. W więzieniu znaleźli się m.in.: komendant tarnobrzeskiego okręgu AK Kazimierz Krasoń „Kriszna”, jego zastępca Zygmunt Szewera – profesor gimnazjum im. Hetmana Jana Tarnowskiego, ksiądz Władysław Czopka i prof. Józef Walczyna, oraz nauczyciele tajnego nauczania – Jan Luber, Rudolf Jakubiec i małżeństwo Oberców z Mielca.
Krakowski okręg AK poprosił dowódcę oddziału partyzanckiego „Jędrusiów” Józefa Wiącka „Sowę” o rozbicie więzienia w Mielcu i uwolnienie przetrzymywanych osób.
29 marca, po przeprawieniu się przez Wisłokę, Józef Wiącek podzielił swój oddział na kilka grup. Pierwsza z nich miała za zadanie ubezpieczać od strony znajdującej się przy rynku zmotoryzowanej jednostki Wehrmachtu. Druga zabezpieczała drogę od strony Tarnobrzega, trzecia – od strony znajdującego się obok więzienia budynku Gestapo. W grupie uderzeniowej na więzienie znaleźli się: dowódca Józef Wiącek – „Sowa”, Zdzisław de Ville – „Zdzich”, Roman Szelest – „Uszaty”, Zbigniew Kabata – „Bobo” i Marian Lech – „Marian Wielki”.
Niestety nie udało się zaskoczenie. Ostrzeliwując się partyzanci dotarli do bramy więzienia, gdzie Józef Wiącek podłożył kilogramową kostkę trotylu, a na niej położył odbezpieczony granat. Brama więzienna została wysadzona. Grupa szturmowa dostała się do więzienia i zdobyła klucze do cel uwalniając więźniów.
Huk detonacji poderwał znajdującą się na stacji PKP zmotoryzowaną jednostkę niemieckiej żandarmerii. Próbowała się ona przebić w kierunku więzienia, ale została ostrzelana przez grupę Zbigniewa Modzelewskiego „Warszawiaka”. Kierowca żandarmów stracił panowanie i uderzył samochodem w pobliski budynek. Wycofujących się w kierunku rynku żandarmów ostrzelali od tyłu zdezorientowani żołnierze jednostki Wehrmachtu.
Część uwolnionych więźniów uciekała na własną rękę w stronę pobliskich lasów. Pozostali, szczególnie ci, którzy nie mogli uciekać o własnych siłach jak wyniesiony na rękach, nieprzytomny prof. Szewera, zostali razem z partyzantami załadowani na galar na Wisłoce. W ciemnościach i ciągle padającym deszczu, jednostka dwukrotnie osiadała na mieliźnie. Nad ranem dopłynęli do Wisły i przeprawili się na drugą stronę rzeki. Tam, mogli już bezpiecznie odpocząć, wysuszyć ubrania i coś zjeść.
Niemcy po opuszczeniu przez oddział Jędrusiów miasta, przeczesywali je, poszukując partyzantów. Nie przyszło im do głowy, że oddział mógł wybrać drogę odwrotu – przez rzekę.
Niestety ta historia ma też smutne zakończenie. Gestapo znając nazwiska wielu członków oddziału „Jędrusiów” aresztowało ich rodziny w Tarnobrzegu. Józef Wiącek na wieść o tych wydarzeniach zarządził natychmiastowy wyjazd do Tarnobrzegu. Niestety, nie udało się odbić więźniów gdyż Niemcy wywieźli ich parę godzin wcześniej do Mielca, a stamtąd mężczyzn do obozów koncentracyjnych, a kobiety do obozu Pustków koło Dębicy.