„Gdybym się nie dał aresztować Gestapo …”

20 maja 1942 roku został aresztowany przez Gestapo w Kielcach ksiądz Witold Dzięcioł. Urodził się 19 grudnia 1907 roku w Tomaszowie Mazowieckim, tam też ukończył szkołę podstawową i gimnazjum. Do liceum uczęszczał przy Seminarium Duchownym w Kielcach, a następnie wstąpił do seminarium. 21 czerwca 1931 roku przyjął święcenia kapłańskie. Posługę kapłańską rozpoczął jako wikariusz w parafii św. Wojciecha w Kielcach. Rok później został wikariuszem w parafii katedralnej. Od stycznia do listopada 1939 roku pełnił obowiązki proboszcza parafii katedralnej w Kielcach, a 3 kwietnia 1940 roku został wikariuszem substytutem w Kielcach. Podczas okupacji niemieckiej pomagał Żydom w zdobyciu fałszywych dokumentów. 20 maja 1942 roku został aresztowany przez Gestapo za wystawienie Żydowi zaświadczenia na wyjazd na leczenie w Wiedniu. Do 1 lipca przebywał w więzieniu na Zamkowej. 2 lipca przewieziony został do Auschwitz, potem więziony także w obozach w Mauthausen i Dachau, gdzie przebywał do wyzwolenia. Po zakończeniu II wojny światowej pozostał w Niemczech i tam pełnił posługę jako proboszcz duszpasterstwa polskiego. W 1950 roku wyjechał do Australii i tam został rektorem Polskiej Misji katolickiej. Z funkcji tej zrezygnował w w 1974 roku, a z czynnej pracy duszpasterskiej w 1975. Zmarł 13 czerwca 1976 roku w Łodzi. Oprócz pracy duszpasterskiej zajmował się także historią, jego prace z tej dziedziny to min.: Aleksander Wielki Macedoński (1963) czy Józef Flawiusz historyk żydowski (1966). 

W 1946 roku ksiądz Witold Dzięcioł opisał swoje przeżycia w więzieniu kieleckim oraz obozach koncentracyjnych w liście do księdza Władysława Czeluśniaka. Księża pełnili w tym samy czasie posługę duszpasterską w katedrze kieleckiej w 1940 roku. Lis ten w formie maszynopisu znajduje się w Archiwum Diecezjalnym w Kielcach. Poniżej cytujemy fragment dotyczący pobytu na Zamkowej:

Kochany Księże Władysławie.
Serdecznie dziękuję za list, pisany 19.05.1946, wysłany 8.08.1946, a otrzymany przeze mnie 11.09.1946. Dziękuję za pomoc okazywaną siostrom moim. Prosi ksiądz, żeby napisać dużo. Piszę więc dużo, ale proszę korzystać z tych wiadomości w ten sposób, bym nie wyszedł na człowieka, który podaje się za męczennika. Gdybym się nie dał aresztować Gestapo, pewnie uniknąłbym tego wszystkiego.
Po południu 20 maja 1942 r. zostałem aresztowany w Izbie Skarbowej. Zarzucono mi żem nie miał prawa wystawić zaświadczenia choremu Żydowi, który udawał się na operację do Wiednia /zaświadczenie to napisał Waluś, no ale ja podpisałem/. Podczas aresztowania wyjaśniono mi, że co jest cesarskiego, należy oddać cesarzowi. Powiedziano, że oni Niemcy wiedzieli, że kler polski politykuje. Potem rozmundurowano, odebrano rzeczy prywatne, dano bandyckie ubrania i odprowadzono do więzienia. Na wesoło przyjęli mnie więźniowie na czele z ks. Wajdą. Pierwsza noc i dzień następny były możliwe, ale gdy objął służbę tzw. „Książe Wali” /od razu wali/, nastały dla księży czasy naprawdę okropne. Brał nas prawie zawsze do sprzątania ustępów i korytarzy, ale to byłoby niczem gdyby nie ciągłe bicie podczas roboty i po niej. Później gdy do naszej celi przyprowadzono księdza Szwajnocha musiał razem z nami sprzątać i był bity.
Raz kazał mi biegać po pracy po korytarzu, a gdym nadbiegł na niego bił batem po
twarzy, gdy krew ściekała na posadzkę wymyślał że zniszczam posadzkę. Innym razem po przątaniu ustępów kazał sobie oczyścić buty, a potem ironicznie pytał się, czy może iść teraz do kościoła. To są tylko fragmenty, trudne do opisania. Całe 6 tygodni były koszmarne.
Pierwszego lipca /1942/ postanowiono nas odstawić do obozu koncentracyjnego. Mieliśmy nadzieję, że może do Dachau. Wieczorem powiązano nam ręce sznurkami i w nocy odstawiono na dworzec. Ostatnie chwile spędziłem w tłumie więźniów w sali przeznaczonej na kaplicę. Przy mnie rozebrano ołtarz i wyniesiono kielich, krzyż i lichtarze. Powiedziałem współwięźniom, że jedziemy w nieznane, skąd możemy już nie wrócić, zachęciłem do skorzystania ze spowiedzi i powiedziałem jak się wzbudza żal doskonały. Dość długo spowiadałem wielką ilość chętnych. Na dworzec odprowadzili nas policjanci niemieccy i polscy, których było więcej jak niemieckich. Miałem chęć uciekać do parku, bo byłem z brzegu, ale za silnie świeciły reflektory no i bałem się, że mogą trafić z rozpylacza. Na dworcu poczekaliśmy na transport radomski, a potem jak bydło wtłoczono nas do wagonów, po 5 osób do wagonu, a właściwie do jednej trzeciej wagonu, bo 2/3 zajęli policjanci z karabinami skierowanymi w nasza stronę. Nie można było wytrzymać w tym ścisku, tym bardziej, że ręce były powiązane. Myśmy z Kielc mieli sznurki grubsze i powiązani byliśmy z rękami do przodu, gorzej było z Radomiakami, bo sznurki cienkie wpijały się w ręce wykręcone do tyłu.
Gdyśmy minęli Częstochowę i skierowali się na Katowice, straciliśmy nadzieję, że pojedziemy do Dachau o którym teraz marzyliśmy, jako o najlepszym obozie. Coraz bardziej orientowaliśmy się, że jedziemy do Oświęcimia…. 
[ks. Józef Szymański, ksiądz Witold Dariusz Dzięcioł – świadectwo więźnia obozów koncentracyjnych, Archiwa, Biblioteki i Muzea Kościelne 96 (2011), s. 181-182]