Powstaniec z Dębna

Urodzony w Dębnie k. Bodzentyna Feliks Wojciechowski miał 18 lat, gdy w lutym 1863 wyruszył do powstania. Walczył w różnych oddziałach do kwietnia 1864 roku. Jego powstańcze zmagania możemy dzisiaj odtworzyć z kilkunastu kartek jego wspomnień, które zachowały się w aktach Archiwum Państwowego w Radomiu w zespole radomskiego koła Stowarzyszenia Wzajemnej  Pomocy Uczestników Powstania 1863 r. Odnalazł je spokrewniony z Feliksem, kielczanin Janusz Wojciechowski, który pieczołowicie bada historię rodziny, mocno wpisanej w historię Polski i Kielecczyzny. To ważne wspomnienia, które mówią o walkach powstańców 1863 roku na Ziemi Kieleckiej. Dzięki nim możemy poznać postać jeszcze jednego, nieznanego dotąd szerzej powstańca, syna Ziemi Świętokrzyskiej, pochodzącego z rodziny, której wielu przedstawicieli związało się z walką o niepodległość.

Feliks Wojciechowski miał barwny powstańczy życiorys. W swoich krótkich  wspomnieniach, podkreśla zmiany dowódców, ciągłe przemieszczanie się oddziałów, wpisujące się w charakter wojny partyzanckiej, a jego syntetyczne zapiski  pozwalają poznać specyfikę czasu powstania i sposobów walki powstańców styczniowych. Jak wielu młodych chłopców, mieszkańców polskich dworów i dworków, Feliks już w lutym 1863 roku w Warszawie zdecydował się iść do powstania. Przyjął pseudonim „Boruta”. Wstąpił do oddziału  Grzegorza Starczewskiego, potem był u Felicjana Grylińskiego, którego oddział składał się głównie z ochotników  z powiatu opatowskiego. Z oddziałem Antoniego Berezowskiego, ruszył by połączyć się z oddziałem Mariana Langiewicza, przeszedł Wisłę pod Zawichostem. Aresztowany w Rzeszowie uciekł by wstąpić do oddziału Antoniego Jeziorańskiego i wrócić na ziemie Królestwa. Brał udział w bitwie pod Kobylanką. Gdy oddział Jeziorańskiego został zmuszony do wycofania się do Galicji,  wraz z innymi powstańcami został aresztowany przez Austriaków. Udało mu się uciec i z Ołomuńca  dotarł do Bielska Białej, skąd furmanką dostał się do Krakowa. Tu ponownie aresztowany zbiegł i dotarł do Medyki. W listopadzie 1863 r. wstąpił do formowanego w Leżajsku oddziału kawalerii, przeprawił się przez San. W bitwie pod Panasówką został ranny w nogę. W listopadzie 1863 roku, z oddziałem przeprawił się przez Wisłę i dotarł do Bałtowa, potem w lasy Iłżeckie, gdzie dołączył do oddziału Antoniego Zaykowskiego „Liwocza”.  Brał udział w  potyczce na terenie fabryki w Brodach. W styczniu 1864 r. został wachmistrzem I półszwadronu eskorty płk. Rudowskiego. Walczył w okolicach Odrowąża, Niekłania, Końskich, Samsonowa.  Jak wspomina : – Ciężka to była służba, bo w ciągłych rozjazdach, rekonesansach z bardzo trudnymi do wykonania rozkazami, które pod grozą śmierci trzeba było wypełniać – i tak czas schodził…”

Warto przeczytać barwny opis Feliksa Wojciechowskiego o ostatniej potyczce oddziału Jana Rudowskiego z Kozakami pod Bliżynem. Wiele mówi o powstaniu i jego uczestnikach, o warunkach w jakich przyszło im żyć i walczyć.

„Była to zasadzka  w stawie bliżyńskim na oddział Kozaków kubańskich pod dowództwem Zankisowa, który w powrocie z kieleckiego miał się na noc zatrzymać w Bliżynie. Ponieważ roztopy wiosenne jeszcze nie zaczęły się, więc w olszynach stawu bliżyńskiego był lód, ale wierzchem zalany wodą. Weszliśmy w te olszyny w nocy i cały dzień trzeba było stać, bo na wodzie usiąść nie można było. Żadnego ognia , nawet fajki czy papierosa, palić nie było wolno, rozmawiać głośno także surowo zabronione. Tylko spokój i cichość aby we wsi nikt nie dowiedział się o naszej bytności. W olszynach męki straszne trzeba było przechodzić, żeby tak szczękały, że – tego surowo przestrzegano – tylko co jakiś czas trzeba było pić wódkę i zagryzać chleb z surową słoniną.

Przed samym wieczorem przyszedł Zankisow ze swoim oddziałem, który liczył cztery sotnie.. Porozstawiali placówki, pikiety… Dwie sotnie zatrzymały się w karczmie, a dwie w sotnie i cały sztab w pałacu hrabiów Wielogłowskich.

Jak zaszedł księżyc, około jedenastej w nocy, wyszliśmy z Olszyn. Trzy kompanie piechoty z Rudowskim i Bezkiszkinem poszły na pałac, a jedna pod komendą kapitana Berezy i nas na koniach około 80 – na karczmę. We wsi była zupełna cisza. Wszystko spało. Przed wielką stajnią karczemną stał kozak na warcie, który nas zobaczył jak dojeżdżaliśmy, zaczął wołać okropnie ochrypłym głosem: „kto jedit”. Na to odpowiedział mu nasz porucznik Minety z doskonałym akcentem „swój”. Kozak przyglądał się ale byliśmy o krok od niego, poznał nas i z wielkim przestrachem zawołał: ”Lachy, jej Bogu, Lachy, Kozaki. Kozaki”. Ale na więcej nie miał czasu bo Minety jednym cięciem pałasza położył go na miejscu. Wówczas kapitan Bereza podzielił swoją kompanię na trzy części. Dwie rozstawił na szosy, jedną w prawo, drugą w lewo,  a trzecia obtoczyła karczmę, zaatakowała okna i drzwi i momentalnie karczmę podpaliła. Część kozaków, która była trzeźwiejsza , przez dach skakała na bagnety piechoty i ginęła, a reszta upiekła się.

Nasza wyprawa na karczmę powiodła się, ale wyprawa na pałac nie udała się z powodu wielkiej ostrożności, a jak zapaliła się karczma i zrobił alarm, to Zankirow z dwoma oficerami zdołał umknąć…..

Potyczka pod Bliżynem była jedną z ostatnich bitew powstańczych. Jak wspomina Feliks Wojciechowski: … Była to prawie ostatnia nasza czynność, bo potem wkrótce Rudowski od nas odjechał ukrył się w lasach „Śto-Krzyskich …” , a nam w końcu kwietnia 1864 roku trzeba było porozstawiać konie po dworach, broń ukryć, a samemu rozproszyć się….

Feliks Wojciechowski po powstaniu zamieszkał w Radomiu, pracował jako urzędnik w Kasie Pożyczkowej Przemysłowców Radomskich. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, otrzymał  honorowy stopień  ppor. weterana i został wprowadzony do „Imiennego Wykazu Weteranów Powstań Narodowych 1831, 1848 i 1863 Roku. Uzyskał, jak inni we prawo do otrzymywania racji żywnościowych, opału i światła, a następnie dożywotnią pensję, przysługujące powstańcom 1863 roku. W 1923 r. został odznaczony Krzyżem Walecznych (DP nr 27/1923). Był dwukrotnie żonaty. Z pierwszą, Eleonorą z Bystrzanowskich miał trójkę dzieci: córkę i dwóch synów – Cezarego i Eugeniusza, księdza, proboszcza i budowniczego świątyni w Zambrowie. Dość długo po śmierci pierwszej żony, poślubił swą kuzynkę (stryjeczną siostrę) Karolinę z Woyciechowskich. Karolina przeżyła swego męża. Pochowała go w grobie wraz z pierwszą żoną Eleonorą.

Feliks Wojciechowski, powstaniec rodem z Dębna zmarł w Radomiu 30 stycznia 1929 r.

Marek Maciągowski