Zwyczaje pogrzebowe na Kielecczyźnie

Na dawne zwyczaje pogrzebowe silny wpływ miały wyobrażenia, że dusza zmarłego pozostaje przez jakiś czas na tym świecie. Uważano powszechnie, że zmarły ,, słyszy, co się do niego mówi i reaguje na to , je, pije, myje się…” . Ten „dziwny czas” dobiegał końca dopiero gdy dopełniono wszystkich obrzędów pogrzebowych, niejako wyłączając go ze społeczności żywych. Bardzo się obawiano skutków niedopełnienia zwyczajów pogrzebowych.

Dawniej wierzono, że kurze pierze mogące znajdować się w pościeli utrudnia śmierć. Dlatego jak opisuje Oskar Kolberg „w razie długiego skonu zdejmują domownicy pościel z umierającego i wynoszą ją co rychlej na dwór”. Gdy zaś i taka praktyka nie odnosi skutku, a umierający jeszcze się męczy, wyjmują z pod głowy jego poduszki. Jeśli to nie pomagało, często układano na ziemi długą słomę ,,kłoć” na której kładziono umierającego; ,,W okolicach Pińczowa niektórzy włościanie, przeczuwając bliski zgon, celem lekkiej śmierci, każą się brać domownikom z łóżka i kłaść na ziemi na rozciągniętej kłoci słomy”. Sam zwyczaj układania na ziemi znany jest od czasów starożytnych i rożnie go wyjaśniano.  Wiadomo że np.: ,,św. Franciszek z Asyżu kazał się przed śmiercią położyć na ziemi”. Obyczaj nakazywał by kłóć po zgonie ,,natychmiast wynieść z domu daleko na pole i tam spalić”.

Sama śmierć mogła od razu wywołać jakieś niesamowite skutki: „W kieleckim opowiadają, że bardzo często w chwili gdy ktoś umiera, spadał z ostatnim tchem człowieka obraz nad jego łóżkiem zawieszony lub w pobliżu a gwóźdź był nie naruszony.”

Głośno manifestowano swój żal, najczęściej od razu po śmierci członka rodziny: „W kieleckiem zaraz po wypadku zgonu wybiega jedna z najbliższych krewnych przed dom i zaczyna łkać; płacz ten od czasu do czasu przeplatany bywa urywkowemi słowami, w których maluje się boleść z powodu śmierci nieboszczyka i bywają wymieniane niektóre jego cnoty.

Powszechnie wierzono, że ciało pozostawione w domu może stanowić zagrożenie, brało się to stąd ,,że dusza błądzi po śmierci koło ciała przez pewien czas” i nie chce rozstać się z tym światem. Im dłużej zmarły przebywał w domu, tym więcej osób mógł “pociągnąć” za sobą. Starano się zorganizować pogrzeb jak najszybciej, jeszcze przed niedzielą.  „W kieleckiem mniemają, że duch umarłego dotąd nie odstępuje ciała, aż nie zostanie ono wyniesione na mogiłki i pogrzebane. Inni sądzą, że duch nie opuszcza ciała zmarłego, aż do uderzenia we dzwony, zwiastujące jego śmierć, nieboszczyk zaś do tej chwili ma świadomość wszystkiego, co przy nim ludzie mówią i czynią. W Pińczowskiem, dusza po śmierci umarłego idzie naprzód na sąd Pana Boga, potem powraca do ciała i znajduje się przy wyprowadzeniu zwłok na cmentarz; przy grobie stoi tak długo, dopóki ksiądz i obecni na pogrzebie nie rzucą grudki ziemi na zwłoki nieboszczyka. Z cmentarza udaje się dusza na to miejsce, które jej Pan Bóg na sądzie wyznaczył.”

Zmarli też mieli mieć negatywny wpływ na płodność i urodzaj. Jak pisze Piotr Grochowski; Można powiedzieć, że w pewnym sensie zarażali śmiercią. Stąd też swoisty strach przed nimi oraz rozmaite wskazówki i zakazy dotyczące np. kontaktu różnych osób ze zwłokami, przejścia konduktu pogrzebowego czy wylewania wody służącej do mycia zwłok lub znajdującej się w bezpośredniej ich bliskości.  Kolberg podaje, że duch „zanim uleci w zaziemskie światy, obmywa się wodą znajdującą się w mieszkaniu, dlatego należy ją z nadejściem dnia z naczyń wylać, aby nie używał jej nikt z żyjących”. „W Pińczowskim do domu w którym leży umarły, nie powinno się na noc przynosić wody, bo ulega ona zepsuciu. W parafji Kije natomiast w czasie wiezienia umarłego przez wieś, żadna kobieta nie będzie czerpać wody ze studni, choćby się przy niej znajdowała, dopóki kondukt żałobny nie przejdzie. Zwykle z konewkami próżnemi wracają do domu, a dopiero po przewiezieniu umarłego wychodzą napowrót po wodę”.

Starano się też zapobiec powrotowi zmarłego do domu. Częstym sposobem który miał zapobiec takiej sytuacji jak podaje Adam Fischer było uderzania trumną o próg, ,,jako o miejsce graniczne a zarazem wchodowe, przez które duch najłatwiej może wrócić”; „W Kieleckiem przy wyprowadzaniu na znak pożegnania uderzają rogiem trumny w cztery kąty ścian, a nad progiem kilka razy podnoszą i opuszczają trumnę”.

Kolejnym zwyczajem który miał chronić dobytek przed zmarłymi było dawanie pieniędzy do trumny. Zwyczaj znany od starożytności kiedy to np. pieniądze wkładano do ust lub ręki. Występował też na obszarze dawnych ziem słowiańskich, a pieniądze znajdywano w mogiłach staropolskich. W naszym regionie miał taki charakter: „Koło Kielc przy wyprowadzeniu zwłok do kościoła ktoś z domowników wkładał pod głowę nieboszczyka jaki pieniądz aby majątku z ojcowizny nie wyprowadził na tamten świat”.  Po pogrzebie odbywała się stypa.

 Ciekawy przykład licznych wyobrażeń zaświatów i będący zarazem związany z tematyką pogrzebową przytacza Adam Fischer: „Gdy w Kieleckiem jednej matce zmarł syn i nie miała mu czasu kupić małego, czarnego drewnianego krzyżyka, dała go do trumny zmarłego później jego przyjaciela.”

Podczas badań terenowych w 2008r., Stanisław Cygan nagrał taką relacje w Hucie Nowej opisującą jak dawniej wyglądały zwyczaje pogrzebowe i która zawiera pewne elementy wcześniej wspomniane;

-[A były jakieś zwyczaje związane z pogrzebem?]
-No to pogrzeb, to na piechotę śli, zbierali się ludzie, śli do kościoła i śpiewali, a ciało wieźli na wozie. Konie ciągnęły, a przed kościołem zdyjmowali i nieśli we ćterech na ramionach. A jeście we wsi, co umioł wiecy tych pieśni śpiewać, to już go brali i prowadził ten śpiew. To taki śpiewok.
-[Ile dni trzymano ciało w domu?]
-Przeważnie do trzeciego dnia, bo Pan Jezus trzeciego dnia zmartwychwstoł.
-[Trumna gdzie stała]
-No w domu. Ale jak szła burza, to ciało puchło, to wkładali pod trumnę wiadro z wodom, nieroz i z kamieniami.
-A to jak się ciało wynosiło na cmentarz, to wszystkie drzwi się u łobory, u szopy połotwierało się, żeby dusza poszła za ciałem.
-Ale jeszcze pamietom, jag mało byłam, to tam w Bielinach, tam koło cmentarza, to łojce opowiadali, jak wychodzili na cmentarz, tam były niesamowite cuda: na górze ludzie słyszeli to, becki, no to słychać było jakby beczke tocył, jakby to. Albo mówio tak, że jak to mówili, jak ludzie beli niebierzmowani, diabea mieli przy sobie, i takie cuda się dzioły.

Wszystkim chcącym zagłębić się w tej tematyce warto polecić książkę Adama Fischera Zwyczaje pogrzebowe ludu polskiego.

Damian Kwietniewski

Źródła:
Adam Fischer, Zwyczaje pogrzebowe ludu polskiego.
Oskar Kolberg, Dzieła wszystkie, Tom 18. Kieleckie, cz. I
Piotr Grochowski, Dziady. Rzecz o wędrownych żebrakach i ich pieśniach
Stanisław Cygan, Z gwary świętokrzyskiej