Zaginiony obraz Grzondziela

W sierpniu 2024 r. redaktor Konrad Mędrzecki znany kielczanom z fal Radia Wnet wyruszył na dziennikarskie śledztwo do Oświęcimia, gdzie poszukiwał zaginionego obrazu Krzysztofa Grzondziela namalowanego dla parafii polskiego męczennika niemieckiego obozy zagłady KL Auschwitz. Zapraszamy do lektury pierwszego etapu poszukiwań warszawskiego dziennikarza, który zafascynował się twórczością artysty podczas wizyty w OMPiO:

Zaginiony obraz,
czyli dlaczego sztuka sakralna
miewa się gorzej niż by mogła.

Połowa lat osiemdziesiątych. Kamienica w Mysłowicach. Zazwyczaj klatki schodowe, teren przed kamienicą pod względem czystości pozostawiały sporo do życzenia. Ale wiosennego dnia, o którym opowiadamy działy się bardzo ciekawe rzeczy. Sąsiedzi jak jeden mąż ruszyli do sprzątania. W kwestii porządku doszło do dwoistego pospolitego ruszenia. Burkliwy pan Stasio spod piątki dzielnie zamiatał schody. Dozorczyni postanowiła wymienić na podwórku kosz na śmieci na nowy. Ławeczka przed kamienicą, na której omawiano wieści z miasta po prostu lśniła dzięki inicjatywie nobliwego małżeństwa z pierwszego piętra.

Przyczyną całego tego pięknego zamieszania była wieść, która głosiła, że po południu syna pani Bronisławy spod 10 – ki, młodego artystę malarza – Krzysztofa odwiedzi najprawdziwszy biskup. Nikt już nie wnikał, że to tylko biskup pomocniczy, w dodatku z innej diecezji. Liczyło się tylko to. Przyjeżdża do nas prawdziwy biskup!!! Informacja o tym niezwykłym wydarzeniu rozeszła się pocztą pantoflową. A jej źródłem były rzucone mimochodem po mszy słowa mamy młodego malarza, która oczywiście nie chciała się pochwalić. Niemniej jednak się pochwaliła. I wieść się rozniosła.

Biskup pomocniczy z odległej diecezji, jak to często bywa w przypadkach biskupów pomocniczych zajmował się szeroko rozumianą sztuką sakralną. Jego głos był ważny w przypadkach decyzji związanych z architekturą nowo powstających kościołów. Doradzał w kwestii wyposażenia i wystroju kościołów. W jego gestii nierzadko było dokonywanie zamówień obrazów, które trafiały do kościołów.

Historia budowy kościoła parafii pw. Św. Maksymiliana Marii Kolbego w Oświęcimiu była – jak to często bywało w czasach komunistycznych, trudna i burzliwa. Od lat 50-tych w związku z rozbudową Zakładów Chemicznych do miasta ciągle napływali nowi mieszkańcy. Koniecznym stało się wybudowanie nowego kościoła i stworzenie parafii. Po wielu perypetiach i determinacji mnóstwa osób ze szczególnym uwzględnieniem księdza Franciszka Dźwigońskiego (dawnego kapelana Zgrupowania Żelbet Armii Krajowej) pod koniec 1980 roku wydano pozwolenie na budowę. Autorem kontrowersyjnego, nowoczesnego projektu był Zygmunt Fagus. Akt erekcyjny wmurowano w 1987.

Biskup pomocniczy, na którego cześć w kamienicy w Mysłowicach robiono tak niesłychane porządki spotkał się z pracami młodego Krzysztofa przypadkiem. Docenił warsztat artysty i pomyślał, że choćby ze względu na młody wiek i przypuszczalnie niewygórowane oczekiwania finansowe Krzysztof będzie idealnym kandydatem do namalowania obrazu do nowo wybudowanego kościoła. Uznał, że młody chłopak będzie spolegliwy, powstrzyma swoje artystyczne ego i namaluje taki obraz, jaki uhonorowałby wielkość świętego patrona.

Eminencja przybył, zaopatrzony w pokaźną teczkę kolorowych, dewocyjnych obrazów do odpicowanej jak nigdy kamienicy w Mysłowicach. Obraz miał przedstawiać patrona parafii św. Maksymiliana Kolbe. Zgodnie z tradycją katolicką księdza wizerunek miał być bardzo kolorowy. Nastąpił cykl spotkań w trakcie, których biskup oceniał przynoszone przez artystę projekty naciskał naciskał i naciskał. Ciągle było mu za mało kolorów. Koniecznie chciał, aby obraz umacniającego współwięźniów Auschwitz na duchu Kolbego wnosił do serc zniewolonych pod komunistyczną okupacją Polski wiernych jak najwięcej radości. Tłumaczenia młodego artysty, że namalowanie portretu takiej postaci jak św. Maksymilian Kolbe wymaga innej tonacji nie przemawiało do serca hierarchy. W końcu – na zasadzie trudnego kompromisu obraz uzyskał akceptację jego ekscelencji. Obraz przedstawiający św. Maksymiliana Kolbe miał trafić do ołtarza głównego nowo wybudowanej świątyni.

Spośród setek możliwych świętych obrazów hierarcha wybrał dla Grzondziela ikonę Niepokalanej depczącej Szatana w postaci węża jako wzór do naśladowania.  Ta szczególna postać Maryi była propagowana przez mnicha z Niepokalanowa w postaci Cudownego Medalika przez wszystkie lata jego ziemskiego życia.

Sam artysta przemycił jednak do rygorystycznych wymogów biskupa odrobinę własnej wizji. Zamiast tradycyjnej aureoli postanowił umieścić nad głową świętego spiralną galaktykę, gdyż Maksymilian Kolbe interesował się przez całe życie astronomią. Jako kleryk studiował we Włoszech. Tam rozwijał swoją wiedzę m.in. z zakresu astronomii. W 1918 roku zaprezentował projekt budowy statku kosmicznego – „Etereoplanu”, którym ludzie mieli dotrzeć na księżyc, inne planety oraz daleko położone gwiazdy.

Wkrótce odbyło się spotkanie z architektem odpowiedzialnym za realizację projektu, bryły i wnętrza kościoła. Pierwsze spotkanie miało miejsce na zakrystii parafii św. Maksymiliana Kolbe. Architekt, miłośnik betonu i nowoczesności miał znakomite referencje i koneksje w kręgach kościelnych, które były odpowiedzialne za wykładanie funduszy na realizacje artystyczne w kościołach. Kiedy po raz pierwszy doszło do spotkania artystów architekt siedział przy suto zastawionym stole fetowany przez kleryków. Krzysztofowi przyszło o pustym żołądku połknąć gorzką pigułkę gorzkiego niezrozumienia.

Wbrew oczekiwaniom hierarchy rozmowa nie okazała się łatwa. Architekt wyraził zdecydowany sprzeciw, wobec umieszczania kolorowego obrazu rażąco sprzecznego z jego osobistą minimalistyczną wizją. Według jego projektu na ołtarzu głównym miał wisieć wyłącznie wielometrowy krzyż z drutu kolczastego. Ta wizja nie spodobała się księdzu biskupowi, który w trosce o wiernych pragnął zamieścić tam typowy katolicki wizerunek zakonnika, aby nie alienować modlących się ludzi, przyzwyczajonych do tradycyjnych obrazów od dziecka.

W końcu doszło do czegoś na kształt porozumienia. Ustalono, że obraz Kolbego nie pozostanie na stałe w centrum świątyni pod jego wezwaniem tylko wkrótce zostanie przeniesiony do ołtarza bocznego. Święty męczennik musiał ustąpić artystycznej ambicji architekta.

Przez parafian oraz duchowieństwo wizerunek ukochanego świętego został bardzo dobrze przyjęty. Apogeum popularności obrazu nastąpiło w 1987 r. w dniu męczeństwa Rycerza Niepokalanej. W czasie kiedy Jan Paweł II w Warszawie uroczystą Mszą św. kończył swoją III pielgrzymkę do Polski wspominając świadectwo Męczennika KL Auschwitz, w oświęcimskiej parafii bardzo długo modlił się przed ponad trzymetrowym wizerunkiem Kolbego słynny krakowski kardynał.

Jednak po zmianach personalnych w parafii i diecezji w kolejnych latach obraz Grzondziela zniknął także z ołtarza bocznego.

Co się stało z obrazem Grzondziela?

Niżej podpisany, jakiś czas temu w Ośrodku Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej w Kielcach i był na wernisażu teraz już nie tak młodego Krzysztofa Grzondziela. Zachwycony jego twórczością zasięgnął języka o tym naprawdę wyklętym artyście. Nieocenionym źródłem informacji i inspiracji okazał się Bruno Wojtasik, pracownik OMPiO i jednocześnie komisarz wspaniałej wystawy Grzondziela w Kielcach. To dzięki jego inspiracji pojechałem do Oświęcimia, chcąc zobaczyć obraz przedstawiający św. Maksymiliana Kolbe w Oświęcimia pędzla tego wybitnego polskiego artysty ze Śląska. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że obrazu artysty wcale w kościele nie ma. Zakrystian, z którym rozmawiałem zrobił wielkie oczy. Proboszcz był nieobecny. Gdzie jest obraz? Obiecuję się dowiedzieć.

Konrad Mędrzecki

Grafika ikonki na podstawie reprodukcji obrazu Krzysztofa Grzondziela: Wzgórze Zamkowe
Fot. parafii: Konrad Mędrzecki