Ksiądz Szczepan Domagała (1903-1975)
Urodził się w Porębie Górnej, w powiecie miechowskim 25 grudnia 1903 r.
Był synem Marcina i Łucji z Dyduchów. W Porębie ukończył 4 klasy szkoły powszechnej. Rodzice posłali go następnie do prywatnego gimnazjum w Ojcowie, a później do gimnazjum państwowego w Miechowie, gdzie ukończył klasę szóstą. W 1924 r. został przyjęty do liceum przy Seminarium Duchownym w Kielcach, gdzie skończył klasę siódmą i ósmą. Po studiach filozoficzno-teologicznych w kieleckim Seminarium Duchownym święcenia kapłańskie otrzymał 21 czerwca 1931 r.
Bezpośrednio po uzyskaniu święceń ks. Szczepan Domagała zostaje wikariuszem w Książu Wielkim, skąd już 1 października 1931 r. trafia na wikariat do Wzdołu, a stąd – 28 stycznia 1933 r. na wikariat do Janiny. 28 października 1933 r. zostaje mianowany kapelanem S.S. Sercanek na Karczówce, a w zakresie jego obowiązków jest także obsługa kościoła. 28 października 1939 roku zostaje administratorem nowej parafii na Karczówce. Parafianom dał się poznać jako oddany i cieszący się zaufaniem kapłan. Zaangażowany już od listopada 1939 w działalność Związku Walki Zbrojnej zostaje aresztowany przez gestapo 10 lutego 1941 r. podczas wielkiej akcji wymierzonej przeciw członkom ruchu oporu, głównie wchodzącym w skład siatki wywiadu kieleckiego obwodu Związku Walki Zbrojnej. Wraz z 85 aresztowanymi trafia do więzienia na ulicy Zamkowej w Kielcach. Jest oskarżany o przechowywanie broni, posiadanie radia i ukrywanie tajnej drukarni. Po dwóch miesiącach
– 5 kwietnia 1941 roku zostaje wywieziony tzw. transportem kieleckim do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz, a stamtąd po miesiącu (5 maja 1941 r.) trafia wraz z innymi kapłanami do obozu koncentracyjnego w Dachau. W obozie przebywa do wyzwolenia 29 kwietnia 1945r. przeżywając wraz z innymi więzionymi kapłanami koszmar obozowego życia. Poddawany jest jako królik doświadczalny zbrodniczym doświadczeniom medycznym.
Po powrocie z obozu 15 grudnia 1945 r. zostaje mianowany proboszczem w Chełmcach, a 28 marca 1951 r. proboszczem i dziekanem w Piekoszowie. Tu angażuje się w pełni w życie parafii doprowadzając do rozkwitu kultu maryjnego i koronacji obrazu Matki Boskiej Łaskawe z Piekoszowa przez prymasa Polski 8 września 1968 r.
W kwietniu 1970 r. ks. Szczepan Domagała uczestniczy w pielgrzymce do Rzymu. Trasa pielgrzymki wiedzie przez Dachau, Mauthausen i Gusen. Pielgrzymka jest równocześnie aktem dziękczynienia za ocalenie od śmierci w 25 lecie uwolnienia polskich kapłanów z obozów koncentracyjnych. W kwietniu 19474 r. ks. Szczepan Domagała, poważnie chory na astmę, przechodzi na emeryturę i trafia do Domu Księży Emerytów w Kielcach. Umiera 22 stycznia 1975 r. Zostaje , zgodnie ze swoją wola pochowany na cmentarzu w rodzinnej parafii w Porębie Górnej.
——–
Poniżej przedstawiamy fragmenty wspomnień ks. Szczepana Domagały, w których opisuje pobyt w kieleckim więzieniu przed wywózką do Auschwitz (zapis oryginalny, np. Niemcy pisane konsekwentnie z małej litery).
….. zawieźli nas na ulicę Zamkową, na podwórze więzienne i z samochodu poprowadzili w budynku więziennym na I piętro. Idąc po schodach na to piętro – przy schodach stało 4 gestapowców i nas przechodzących zaczęli bić bykowcami . Gdyśmy weszli na to piętro, na korytarzu gestapowiec zapytał nas, czy umiemy po niemiecku – ja odpowiedziałem, że nie umiem i uderzył nas 5 razy bykowcem, a ks. Berling odpowiedział, że umie po niemiecku – wówczas gestapowiec rozwściekł się i bardzo ubił tym bykowcem tego księdza. A czemu – nie wiadomo. Po tym wprowadził nas na salę, na której była urzędniczka niewiasta – Polka i ta zapisywała nasze nazwiska, skąd, datę urodzenia i jeśli coś mamy w kieszeniach – pieniądze, jaki scyzoryk – to wszystko należy tu zdać, nic nie można mieć przy sobie. Po spisaniu i zdaniu wszystkiego cośmy mieli – jeden gestapowiec odprowadził nas na dół do więzienia – mnie do celi nr 6, a ks. Berlinga do innej celi. Po wejściu do celi – zastałem tutaj Zbyszka Sędka i jakieś 6 innych – mogła być godz. 10. A za kilka minut przyprowadzili innych studentów – 2 braci Grumów, Czarnieckiego….., ks. profesora Franciszka Mazurka, ks. dr Salezjanina Michałowicza, ks. prałata Józefa Pawłowskiego i koło godz. 13 już sala była napełniona – ….. ( nieczytelne) (wszyscy katolicy) i jeden Żyd. Tak, że na sali na podłodze zmieścić się do spania nie mogli. I przyniesiono stół i dwóch na tym stole spało.
W pierwszy dzień tj. 10 II nic nie dali jeść. A w inne dni chleba 30 dkg na cały dzień na śniadanie i kolację herbata niesłodka, na obiad zupa – kartoflana, lub kasza – zupa, czasami była zupa mięsna i trochę mięsa przeważnie konina. Codziennie w celi jeden lub dwóch wyprowadzani byli na śledztwo. Szli na piętro – oczywiście pod eskortą dwóch lub trzech żołnierzy. Na piętrze w budynku więziennym w pokoju było biurko – od biurka gestapowiec stawiał zarzuty – a obok biurka z jednej strony 3,4,5 gestapowców przechadzali się, a z drugiej strony była ławka, obok niej 2 wiadra wody i obok tejże 2 gestapowców z bykowcami, u niektórych bywał pies. Więzień badany zaprzeczając stawianym zarzutom nie przyznawał się, wówczas kazano mu kłaść się na ławce a esesmani bykowcami bili i zmuszali do przyznania się. A gdy się nie przyznawał mocniej bili dalej, a gdy więzień stracił przytomność – wodą lali i przeważnie przestali bić.
Na tydzień przed wywiezieniem więźniów do obozu koncentr. do Oświęcimia zjechał sąd z Radomia i w budynkach na ul. Śniadeckiego i ul. Mickiewicza obecnie Gwardii Ludowej, na piętrze odbywał się sąd – postawiono zarzuty i wyrok – wyznaczenie kary. W „sądzie” było biurko, za biurkiem sędzia i dwóch obok niego śledczych. A nas przywieźli ciężarówką po jakieś 20 na ten sąd. Jak mnie wieziono – w tej grupie – widziałem z samochodu ludzi będących na dachach domów- kamienic. Gdy wyprowadzali na salę sądową i na jakieś 2 metry od biurka” sędziego” z kajdankami żelaznymi – łańcuszki na każdej ręce i za te łańcuszki dwóch żołnierzy – przez całą rozprawę trzymali. Obok biurka stali gestapowcy kieleccy ok.15 i się przysłuchiwali. Stawiał sąd mnie zarzuty, że słuchałem, że wiedziałem o radiu u Przypkowskiego, a nie doniosłem władzom niemieckim i że u mnie schodzili się ludzie, że również i dzieci podburzałem przeciwko niemcom , że drukowałem na drukarni ulotki przeciw niemcom, że światło paliło się w nocy na podwórzu klasztornym. Widziałem, że sędzia zapisał jedynkę i zadowoliłem się, że pewnie zasądzono mi 1 rok więzienia, ale już będąc w Oświęcimiu – tą jedynkę zrozumiałem – wywiezienie do 1 obozu koncentracyjnego, a takim był na terenie Polski – obóz w Oświęcimiu i przy końcu powiedział sędzia, że wszystkie siostry powinny tu być na sądzie i po tym mnie na korytarz odprowadzono. A sprowadzono na sąd siostrę przełożoną z Karczówki siostrę Brygidę. Jak po przyjeździe z Dachau i spotkaniu się z siostrą Brygidą – o co pytana była – to tu specjalnie pytano ją o drukarnię, czemu niemcom nie zameldowano. Ponieważ ja tłumaczyłem , że drukarnia należała do sióstr a nie do mnie i że nie były ulotki drukowane, powołując się na sprawdzenie drukowanej ulotki, a taką pokazali z czcionkami drukarni. A siostra przełożona mówiła mi, że na Karczówkę przyjechali z czcionkami i sprawdzali. Ponieważ wiedziałem, że stara ręczna drukarka była wydana naszym żołnierzom i zabrali ją do lasu, a na dużej drukarni nie było drukowane i mogłem się w sposób jak pewny siebie wytłumaczyć.
Na drugi dzień po tym sądzie niemcy dozwolili otrzymywać w więzieniu paczki i już były paczki. I również na drugi dzień pod eskortą na podwórzu więziennym gęsiego wypuszczali na przechadzkę 15 min. A spośród więźniów niektórzy 15 min. nie mieli sił wychodzić. Tak byli wycieńczeni w więzieniu w przeciągu około 54 dni.
Na trzy dni przed wywiezieniem niemcy, na podwórku więziennym przyjechali ciężarówką i na całym podwórzu około 150 niemców uzbrojonych i po godzinie wyjechali. Jaki cel mieli tu pod oknami cel więziennych pokazać, czy dla zastraszenia, czy pociąg nie był gotowy – nie wiadomo. Dość, że trzeciego dnia po tym tj. 4.IV.41 r. rano, kazali futra i palta pozwiązywać powrózkiem ,którego przynieśli do celi . A 4.IV. po obiedzie, koło godz. 15 wyprowadzili na korytarz i tu więźniów ręce powiązano powrozem. Kiedy wszyscy więźniowie, których mieli wywieść do obozu byli gotowi, dwójkami pod silną eskortą wyprowadzili na podwórze. A na podwórzu niemców uzbrojonych – w hełmach – czworobok podwórza otoczyli z karabinami skierowanymi do nas. My wyprowadzeni i doprowadzeni do dwóch samochodów – ciężarowych, klapa od samochodu z tyłu opuszczona i tak ze związanymi rękami wchodziliśmy po tej klapie do samochodu. Zawieźli nas na stację kolejową, wygonili i kazali wchodzić w otoczeniu ich – do wagonów. Ludzi naszych niewiele było na stacji. Do wagonu weszło tyle ile mogło się zmieścić – pełno. Jeden przy drugim. Wagony były bydlęce z małymi okienkami. Pociąg ten już wiózł od Warszawy, Radomia więźniów do Oświęcimia. Po wejściu wszystkich – drzwi wagonów niemcy zamknęli, a na ławkach wagonów brekach – niemcy z karabinami – w hełmach eskortowali….,