Grzegorczyk Ludwik

Ludwik Grzegorczyk ps. „Dunaj” (1924-2006)

Urodził się w 1924 roku w Krajnie w powiecie kieleckim. Tutaj w 1939 r. skończył 7-klasową szkołę.

Po wybuchu II wojny światowej jego rodzina zaangażowała się w działalność konspiracyjną, a dom Grzegorczyków w Krajnie był miejscem spotkań partyzantów, a także tajnej skrzynki pocztowej. Ludwik 5 czerwca 1940 r. wstąpił do organizacji Korpusu Armii Krajowej.

Ojciec Ludwika zmarł w 1942 r., starszy brat nadal ukrywał się w lesie, na nim spoczęły więc obowiązki gospodarskie oraz opieka nad matką i rodzeństwem.

W 1944 r. został skierowany na konspiracyjny kurs podoficerski, zakończony pomyślnie egzaminem i stopniem kaprala. Latem 1944 r. został przyjęty jako pierwszy amunicyjny do oddziału partyzanckiego AK „Wybranieckich” dowodzonym przez Mariana Sołtysiaka „Barabasza”. W akcji „Burza” walczył jako strzelec w 4 Pułku Piechoty Legionów AK. Brał udział w potyczkach i bitwach m.in.  pod Antoniowem. Został ranny i operowano go w polowym szpitaliku w Grzymałkowie. Ciężko kulejąc wrócił do rodzinnego domu. Jego leczeniem zajął się ks. W. Kostrzewski i siostry zakonne ze Świętej Katarzyny.

Po wojnie w 1946 r. został aresztowany i na krótko umieszczony w areszcie KBW na Stadionie. W 1951 r. do domu przyjechał brat Antoni z pięcioma kolegami, którzy pod przykrywką pracy w Skarżysku tworzyli bojówkę tajnej organizacji o nazwie „Służba Podziemna”. Powstała ona w 1951 r. z inicjatywy byłych członków NSZ, AK i młodych ludzi, którzy chcieli przeciwstawić się komunistycznemu reżimowi, m.in. kolektywizacji. Dwaj bracia Grzegorczykowie zwerbowali do bojówki ok. 20 mieszkańców Krajna, spośród których jeden okazał się zdrajcą.

Ludwik został aresztowany przez UB 29 kwietnia 1952 r. wraz z 17 członkami organizacji. „Opuściłem dom, patrząc na zawieszone w nim święte obrazy, przy płaczu mojej matki, żony i dwóch malutkich synków. Przekraczając próg przeżegnałem się, co rozwścieczyło ubowców, którzy zaczęli mnie bić kolbami na oczach rodziny” – wspominał.

Przewieziono go do Kielc i rozpoczęły się brutalne przesłuchania: „Obskurny pokój, taboret i olbrzymia lampa, która świeciła prosto w oczy tak mocno, jak reflektor samochodu ciężarowego. Każą siąść na rogu drewnianego taboretu, a nogi wyciągnąć prosto przed siebie (jeszcze nie wiem, po co taka pozycja). Gdy opowiadam swój życiorys, śledczy – Żyd o szpetnym wyglądzie i wulgarnym słownictwie, ryczy coś na mnie i wykopuje taboret, na którym siedzę. Zwalam się na betonową posadzkę, otrzymuję parę kopniaków i powrót na taboret, lampa świeci tak mocno, że oczy bolą i gdy chcę nieco odchylić głowę, otrzymuję silne uderzenie w twarz i znowu ryk: patrz prosto. I tak jeszcze parę razy: wykopywanie taboretu, bicie, kopanie i do karceru. Karcer to betonowa piwnica bez wentylacji (…), zaduch i błoto na posadzce, ślady, że kiedyś były tu sienniki. A na ścianach wyryte, chyba paznokciami napisy: nazwisko, imię i KS (kara śmierci), czasem tylko pseudonim. Dużo, dużo tych napisów. I tak przez trzy tygodnie: nocne przesłuchania z biciem, kopaniem, miażdżeniem palców rąk w szczelinie drzwi, karcer i znowu to samo. Naprawdę łatwiej było żyć i wytrzymać wśród kul, czołgając się z ciężką skrzynką amunicyjną” – pisał w swoich wspomnieniach.

Został osadzony w więzieniu na ulicy Zamkowej. Siedział w celi nr 34 m.in. z Stanisławem Barwickim, żołnierzem AK z Wzdołu Rządowego. Wtedy to zrobił maleńki ołtarzyk z pudełka po zapałkach i medalika z Jasnogórską Panią, który przed śledztwem zdołał ukryć pod stopą. Przy tym ołtarzyku modliła się cała cela.

Oskarżono go o współpracę i udzielanie schronienia organizacji „Służba Podziemna”. Padło też oskarżenie o udział w pogromie Żydów. Został skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Kielcach na 9 lat pozbawienia wolności, 10 lat pozbawienia praw publicznych i obywatelskich.

W 1953 r. przewieziono go do ciężkiego więzienia w Płocku, zamienionego wkrótce na kopalnię węgla „Andaluzja” w Brzezinach Śląskich. Pracował w chodniku o wysokości 90-100 cm, przenosząc w rękach żelazne stemple i kliny do obudowy chodnika, potem ostre blachy. Doświadczał szykan ze strony zatrudnionych tu ubowców. Schorowanemu i zmaltretowanemu, po dwóch i pół roku zwrócono z depozytu książeczkę do nabożeństwa. Przemycał ją potem jako kanapkę na dół do kopalni.

Z więzienia został zwolniony na mocy amnestii 21 stycznia 1955 roku. Wreszcie mógł powrócić do rodzinnego Krajna. Pozbawionemu praw publicznych nie było łatwo.

W latach 80. zainicjował z bratem i grupą przyjaciół uroczyste zjazdy byłych AK-owców w Krajnie. Pełnił funkcję sekretarza NSZZ „Solidarność” w gminie Górno. Był także naczelnikiem Ochotniczej Straży Pożarnej oraz prezesem Kółka Rolniczego w Krajnie. Wielokrotnie był odznaczany za swoją działalność. Dostał m.in. Złoty Medal „Za Zasługi dla Pożarnictwa”, „Order Męczeństwa i Zwycięstwa dla Represjonowanych od 1939 do 1989 r. za Walkę o Polskę Wolną i Sprawiedliwą”, „Krzyż Więźnia Politycznego”, „Krzyż Walki o Niepodległość”, „Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski”.

Ludwik Grzegorczyk ps. „Dunaj” zmarł 14 marca 2016 roku. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 17 marca w kościele pw. Chrystusa Króla w Krajnie. Został pochowany na miejscowym cmentarzu parafialnym.

Artur Szlufik

Źródła:

http://www.gorno.pl/asp/pliki/2/glos_gorna_kwiecien_2016_internet.pdf

https://m.niedziela.pl/artykul/46188/nd/%E2%80%9EGorol%E2%80%9D-z-Krajna