Rak Feliks

Feliks Rak ps. „Irka” (1903-1992)

Feliks Rak urodził się 26 maja 1903 r. w Borowcu w gminie Krasocin w powiecie włoszczowskim, jako syn Antoniego i Katarzyny Rak. Pochodził z rodziny chłopskiej o patriotycznych i społecznikowskich tradycjach. Jego dziadek Antoni i stryj matki Karol Pawłowski brali udział w Powstaniu Styczniowym. Ojciec i stryj Feliksa działali w organizacjach niepodległościowych przed I wojną światową.

Od początku lat 20. Feliks uczestniczył w ruchu ludowym w gminie Krasocin, a w 1921 r. wstąpił do Polskiego Stronnictwa Ludowego „Wyzwolenie”. W wieku 21 lat został powołany do 3 Pułku Ułanów „Dzieci Warszawy” w Tarnowskich Górach. Po odbyciu służby wojskowej, w 1927 r. wziął ślub z Heleną Łapot – córką działacza ludowego z Krasocina Józefa Łapota.

W latach 30. Feliks Rak zaangażował się w działalność ruchu ludowego na terenie powiatu włoszczowskiego. W 1930 r. zorganizował wyjazd chłopów z powiatu włoszczowskiego na Kongres Centrolewu w Krakowie. Zajmował się organizacją zjazdów powiatowych Stronnictwa Ludowego i obchodów Świąt Ludowych w woj. kieleckim. Dzięki temu został wybrany prezesem SL w powiecie włoszczowskim. Za swoją działalność antysanacyjną był przetrzymywany w więzieniu na ul. Zamkowej. Jak sam wspominał do września 1939 roku byłem pięć razy aresztowany.

Wiosną 1939 r. został wybrany wójtem gminy Krasocin. Po wybuchu wojny zaangażował się w działalność konspiracyjną. Od 1939 r. ukrywał mundury i broń dla przyszłych żołnierzy polskich.

W ramach akcji AB mającej na celu zniszczenie polskiej inteligencji Feliks Rak został aresztowany przez Niemców. 12 czerwca 1940 r. trafił do więzienia w Kielcach. Przebywał w nim przez kolejne 5 tygodni.

Nie wiadomo kiedy przyjechaliśmy do Kielc i znaleźliśmy się przed gmachem więzienia na ul. Zamkowej. Był to ranek 12 czerwca 1940 roku (..) Nietrudno było zauważyć, że na moich towarzyszach widok murów więziennych sprawił przygnębiające wrażenie. A już zatrzaśnięcie się bramy więziennej za nami wywołało prawdziwe przerażenie (..) Niezwłocznie skierowano nas wszystkich do budynku, w którym mieściła się kancelaria więzienna. Spisano tam nasze personalia. Zabrano nam paski od spodni, szelki, ostre przedmioty, jak np. noże, żyletki oraz pieniądze. Ubrania pozostawiono nam te, które mieliśmy na sobie (..) Jak się okazało, byliśmy pierwszą grupą z masowych aresztowań, jakie Niemcy przeprowadzali w naszym terenie

Według Feliksa Raka w tych dniach do więzienia trafili aresztowani z okolic Włoszczowy, Jędrzejowa i Pińczowa – oprócz księży, hrabiów, dziedziców, kupców, chłopów i robotników byli również profesorowie, adwokaci, sędziowie i lekarze. Wśród osób napotkanych w więzieniu wspominał księdza Józefa Pawłowskiego (proboszcza parafii katedralnej w Kielcach), który każdej niedzieli odprawiał mszę w kaplicy więziennej. W trakcie nabożeństwa kapelan otrzymywał tajną pocztę, którą przenosił za mury więzienia.

W swoich wspomnieniach zaznaczył, że wymiana informacji między samymi więźniami również była utrudniona:

Codziennie wyprowadzano nas na przymusowy spacer na plac więzienny. Znajdował się tam okrągły skwerek, wokół którego ułożony był chodnik. Po tym chodniku dwójkami chodziliśmy codziennie przez dwie godziny. Spacer był jedyną okazją do wymiany informacji, tam też najczęściej dowiadywaliśmy się, kogo i z której celi wyprowadzono w nocy na „rozwałkę”. Oczywiście nie było to łatwe, gdyż spacer taki odbywał się pod okiem żandarmów, czasem jednak udało się któremuś z nas przeskoczyć do innej dwójki, porozmawiać z jakimś kolegą, aby przynieść do celi nowe wiadomości

W relacji z pobytu w więzieniu Rak przedstawił sytuację, jaka tu panowała:

– Dni płynęły nam powoli leniwie, jeden podobny do drugiego. Rano, po pobudce, mycie się, robienie porządku w celi i na korytarzu oraz w ustępach, później śniadanie. Na śniadanie dawano nam kubek czarnej kawy nie słodzonej i kawałek gorzkiego chleba, którego nie mogliśmy prawie przełknąć. Po śniadaniu czekaliśmy na apel, na którym żandarmi sprawdzali stan celi. Ustawialiśmy się wszyscy czwórkami i staliśmy na baczność. Dyżurny zdawał raport, podając stan więźniów. Po tej ceremonii drzwi celi z przeraźliwym zgrzytem zatrzaskiwały się i zaczynało rozważanie, którego z nas tego dnia wezmą na przesłuchanie (..) Wyżywienie w więzieniu był bardzo liche. Jak już wspomniałem, na śniadanie była czarna kawa i kawałek chleba, na obiad kasza gotowana na wodzie, na kolację znów kawa i chleb, którego nie zjadaliśmy na śniadanie. W czasie pięciu tygodni tylko raz na obiad mieliśmy kaszę ugotowaną na koninie, ale mięsa w niej nie było, widocznie zjedli je ci, którzy byli bliżej kuchni

Tak natomiast opisał pomoc więźniów wobec przesłuchiwanych:

– Pierwszym, którego zabrano z naszej celi, był Żyd z Jędrzejowa, jeśli się nie mylę, nazywał się Preis. Wyczytano jego nazwisko, ale nie wiedzieliśmy, dokąd i po co poszedł. Dopiero, gdy wrócił i z zaciśniętymi zębami położył się na podłodze prosząc o ratunek, dowiedzieliśmy się, że jest bardzo pobity. Spod podwiniętej koszuli wyglądało gołe ciało tak zbite, że miało kolor wątroby. Jedynym zabiegiem, jaki mogliśmy stosować, aby mu ulżyć, były zimne okłady. Moczyliśmy w wodzie różne szmaty i okładaliśmy nimi zbolałe miejsca (..) Wkrótce zorientowaliśmy się, że dni służyły naszym oprawcom do bicia więźniów, a noce do wyprowadzania na rozstrzelanie. Nie sposób wyrazić, jakie przerażenie ogarniało człowieka, gdy zarzegotały klucze w drzwiach celi i ukazał się w nich żandarm. Każdy wówczas z napięciem czekał, czy nie padnie jego nazwisko

Po kilku tygodniach pobytu w kieleckim więzieniu, Feliks Rak znalazł się w transporcie 670 więźniów z Kielc, Skarżyska, Radomia i Częstochowy przewidzianych do eksterminacji w obozie koncentracyjnym KL Sachsenhausen.

W miejscu, do którego trafił 17 lipca 1940 r. przebywał przez blisko dwa miesiące. Początkowo pracował przy przenoszeniu cegieł – później zaś, jako murarz. Podając się za inwalidę został przeniesiony do obozu w Dachau, dokąd trafił 5 września 1940 r. Tutaj otrzymał nr 18425. Aby przetrwać pracował, jako krawiec, później został ogrodnikiem.

W obozie działał w konspiracji pod ps. „Irka”. Należał do kierownictwa tajnej organizacji więźniów w KL Dachau. Jej członkowie sprowadzali lekarstwa, a także ochraniali Polaków przed wywiezieniem na śmierć. Według autora do poważniejszych osiągnięć tajnej organizacji należało nawiązanie kontaktów z Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem w Genewie. Dzięki niej, co miesiąc przychodziło po pięćset paczek bezimiennie, które były rozdzielane przez członków organizacji.

29 kwietnia 1945 r. Feliks Rak znalazł się wśród 32 tys. ludzkich szkieletów ocalonych przez wojska amerykańskie. Po wyzwoleniu Dachau przedostał się przez Jugosławię, Austrię, Węgry i Słowacje na teren Polski. W czerwcu dotarł do rodzinnego domu w Borowcu.

Po wojnie powrócił do pracy w ruchu ludowym. W 1968 r. dzięki jego inicjatywie powstał Wojewódzki Oddział Twórców Ludowych Ziemi Kieleckiej. Jego staraniem w 1980 r. w zabytkowym wiatraku w Krasocinie zostało utworzone „Muzeum Chleba” – reaktywowane w 2021 r.

Feliks Rak w pracy „Krematoria i róże. Wspomnienia więźnia obozów w Sachsenhausen i Dachau” opisał swój pobyt w więzieniu kieleckim. Stworzył szereg wierszy w tym „Śpiewam wsi mojej” czy „Idę do was po słowa otuchy”. W dowód uznania od 2007 r. rozgrywany jest Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Feliksa Raka. Ponadto w 2019 r. poeta został patronem Gminnej Biblioteki Publicznej w Krasocinie.

Feliks Rak zmarł 17 lipca 1992 roku.

Gracjan Duda

Źródło:

Rak F., Krematoria i róże. Wspomnienia więźnia obozów w Sachsenhausen i Dachau, oprac. S. Młodożeniec-Warowna, Warszawa 1971

Rak T., Feliks Rak – krótka opowieść o poezji ludowej i nie tylko, [w:] Kielecka Teka Skansenowska, t. 3, Kielce 2017

Holocaust Survivors and Victims Database — Felix RAK

Fotografia użyta w artykule pochodzi z: Rak F., Krematoria i róże. Wspomnienia więźnia obozów w Sachsenhausen i Dachau, oprac. S. Młodożeniec-Warowna, Warszawa 1971