Ludwik Wiechuła ps. ”Jeleń”, „Purchawka”, „Ignac” (1920-1987)
Urodził się 30 lipca 1920 r. w Katowicach w rodzinie górniczej. Był synem Franciszka, uczestnika trzech powstań śląskich i Elżbiety z domu Lewan. Ludwik miał brata bliźniaka Bernarda. Uczęszczał do Szkoły Powszechnej w Bogucicach, następnie do Państwowego Gimnazjum i Liceum im. H. Sienkiewicza w Katowicach oraz do Liceum Handlowego w Chorzowie, które ukończył w 1939 r. Był bardzo zaangażowany w pracę w ZHP, w 1938 r. otrzymał stopień podharcmistrza.
Początek okupacji niemieckiej był dla rodziny Wiechułów bardzo dramatyczny. Najstarszy syn Henryk, aktywny harcerz, został aresztowany i zamordowany przez gestapo. Wkrótce zmarł ojciec na zawał serca po otrzymaniu wiadomości o śmierci syna.
Ludwik wraz z bratem Bernardem postanowili walczyć o Polskę. Udając kleryków, zaopatrzeni w fałszywe niemieckie paszporty, wyjechali oficjalnie do Włoch na studia teologiczne. Pociągiem dotarli do Mediolanu, skąd na podstawie nowo wydanych paszportów 4.02.1940 r. przekroczyli granicę i udali się do Francji. Tutaj obaj zgłosili się do organizowanych Polskich Sił Zbrojnych. Zostali wcieleni do 1 kompanii saperów II baonu 2 Dywizji Strzelców Pieszych. Po kapitulacji Francji ewakuowano ich do Anglii. Tutaj skierowano ich do Szkoły Podchorążych Saperów w Dundee, którą ukończyli 3.05.1941 r. Ludwik został przydzielony do 1 Samodzielnej Kompanii Saperów, a następnie do 10 Kompanii Saperów, gdzie pełnił funkcję dowódcy rozpoznania. Bracia podejmują decyzję o kontynuacji walki w Polsce i zgłaszają się ochotniczo do przerzucenia do kraju. 7.05.1943 r. rozkazem dowódcy zostają skierowani do 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Ukończyli kurs komandosów w Szkocji, kurs walk ulicznych i kurs spadochronowy. 4 sierpnia 1943 r. w Chicheley zaprzysiężono ich na rotę przysięgi AK jako kandydatów na cichociemnych.
Bernard skoczył do Polski nocą z 16 na 17 września 1943 r. Przyjął konspiracyjny pseudonim „Maruda”. Jednocześnie został awansowany na stopień podporucznika. Po aklimatyzacji został skierowany do zgrupowania „Ponurego” w Górach Świętokrzyskich.
Bernard Wiechuła ps. „Maruda”
Ludwik również awansowany na podporucznika, podczas misji do kraju otrzymał zadanie przekazania poleceń oraz funduszy od Naczelnego Komitetu Harcerstwa w Londynie do Kwatery Głównej Szarych Szeregów w Warszawie. Długo czekał na swoją kolejkę, dopiero gdy zorganizowano bazę przerzutową w Brindisi w poł. Włoszech poleciał do kraju.
Zrzucono go do okupowanej Polski w nocy z 8 na 9 kwietnia 1944 r. w operacji „Weller 4”. Skoczył na placówkę odbiorczą „Mirt 1” w okolicach wsi Ociesęki. Przyjął pseudonim „Jeleń” i został początkowo przydzielony do oddziału AK „Wybranieckich” pod dow. M. Sołtysiaka „Barabasza” jako instruktor minerstwa. Od 6 maja dołączył do oddziału partyzanckiego Hedy „Szarego”, gdzie był oficerem sztabu i szkolił patrole saperskie. „Jeleń” uczestniczył w wielu spektakularnych akcjach, m.in. zdobycia więzienia w Końskich czy ataku na niemiecki transport w pobliżu stacji kolejowej w Wólce Plebańskiej. W pierwszych dniach sierpnia 1944 r. został dowódcą II kompanii w II batalionie 272 pułku piechoty, a 17 sierpnia dowódcą tej samej jednostki w 3 pp Leg. w składzie 2 Dywizji Piechoty Legionów AK. Spotkał tu swego brata Bernarda, który został jego podkomendnym. Po odwołaniu akcji „Burza”, obydwaj bracia uczestniczyli w ciężkich walkach z Niemcami do końca listopada 1944 r. m.in. w bitwach pod Trawnikami, Rykoszynem, Szewcami i Niekłaniem. Po dekoncentracji 2 DP Leg. AK Ludwik i Bernard na początku grudnia 1944 r. zostali skierowani na melinę w okolicy Chlewisk z zadaniem ochrony radiostacji 3 pp. utrzymującej łączność z Brindisi i Londynem.
Na przełomie 1944/1945 r. „Maruda” schronił się w Częstochowie. W maju 1945 r. na polecenie ppłk. „Wojana” udał się na zachód do Londynu, by nawiązać kontakt ze Sztabem Naczelnego Wodza.
„Jeleń” od 1 stycznia 1945 r. awansowany na porucznika przebywał w Kielcach, utrzymując kontakt z Komendą Okręgu. 9 stycznia spotkał się tu z bratem. 23 stycznia został aresztowany przez NKWD w „kotle” w mieszkaniu cichociemnego E. Kiwera ps. „Biegaj”. Osadzono go w siedzibie UB i więzieniu kieleckim przy ul. Zamkowej wraz z innymi oficerami AK. Nocą z 4 na 5 sierpnia 1945 r. został uwolniony po rozbiciu więzienia przez oddział Antoniego Hedy „Szarego”.
Sam Ludwik Wiechuła tak wspominał akcję:
„W nocy z 4 na 5 sierpnia 1945 r. nie mogłem jakoś zasnąć. Choć już minęła godzina 23.00, ciągle leżałem z otwartymi oczyma. Noc była cicha i bardzo pogodna. (…) Musiało już być około północy, więzienie spało.
Nagle… mocny wybuch, jeden… drugi. Stało się! Dźwięk tłuczonych szyb, suchy i zajadły trzask broni maszynowej oraz ta najmilsza dla ucha partyzanta muzyka : bitewna wrzawa, zgiełk walki i krzyki nacierających. Już na dobre „grają” karabiny i pistolety maszynowe, odzywają się także strzały pojedynczych kb, a mocne wybuchy to piaty – nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Wszystko to zaś dzieje się tuż pod więzieniem, zaraz za jego murami!
W celach ruch. Wiemy już, że to nadchodzi wolność. Nie wiadomo tylko jeszcze, czy stanie się ona rzeczywiście naszym udziałem, bo tymczasem rozstrzelało się całe miasto. Przypadłem do okna. Radzę współtowarzyszom niedoli spokojnie ubierać się. Niech zabierają prowiant i to, co im się może w drodze przydać. Wszędzie huk. Do trzaskania wystrzałów i serii broni maszynowej dochodzą jeszcze jakieś nowe wybuchy. To już nie piaty, ale chyba „gamony”. Rozwalają nimi bramę. Głuche wybuchy powtarzają się raz po raz. Widocznie mocna żelazna brama trzyma się. Trwa to dość długo. A w celach aż wre. W naszej próbujemy wyważyć kratę okienną. Nie da się jednak – zbyt mocno osadzona w grubym murze. Próbujemy więc drzwi, waląc w nie zapamiętale ciężką ławą. Deski odleciały szybko, ale krata wytrzymała, a nasza ława od wściekłych uderzeń poszła w drzazgi. Łapiemy więc drugą i niby taranem znowu – łup… łup…
Na dziedzińcu hałas. Nasi sforsowali bramę. Roi się tam od zbrojnych postaci. Straż więzienna nie stawia oporu. A po chwili nowe wybuchy. To kostki trotylu rwą zamki krat i drzwi do budynku i naszych cel. Odbijający idą systematycznie od dołu. Najwyraźniej nie wiedzą, gdzie kto siedzi, bo najpierw uwolnili volksdeutschów. To źle, bo czas płynie i mogą nie zdążyć na drugie piętro, gdzie są sami żołnierze AK skazani na śmierć i długoletnie więzienie.
Idą już jednak po schodach. Z trzaskiem wylatuje krata na naszym korytarzu. Biegną wzdłuż cel z okrzykiem: „Gdzie Lin? Gdzie Siwy? Gdzie siedzi Jeleń?”. To chłopaki z dawnej 2 dywizji piechoty AK, więc pytają najpierw o swych oficerów. Odpowiadamy im, jak kto może, i przez to hałas na korytarzu i w celach robi się co raz większy. Teraz już każdy więzień wykrzykuje, gdzie go należy szukać. Krzyczy jeden przez drugiego.
Do naszej kraty dopadają minerzy. Poznaję twarz jednego ze swych dawnych podkomendnych. Wołam doń, aby najpierw wysadzili drzwi w celach śmierci, a my tymczasem będziemy dalej próbować ławą. Pracujemy ciężko. Nic jednak z tego. Rozleciała się w drzazgi i druga ława, a my ciągle jesteśmy zamknięci.
Zjawia się znowu mój saper. Podaje mi przez kratę ładunek wybuchowy z lontem prochowym oraz zapałki. – Panie poruczniku, nie wypada, żebym ja odpalał ten ładunek, skoro pan tam jest – powiada. Szybko więc przywiązałem ładunek do zamka, założyłem spłonkę z lontem i przytknąłem zapałkę. Lont zaiskrzył się. Wraz z towarzyszami rzuciłem się do kata, któryś z nich nakrył się siennikiem… Huk i kurz. Wyskoczyłem na korytarz, a mój saper zawisnął mi na szyi.
… To była ostatnia kostka trotylu, jaką mieli w dyspozycji, a nasza cela była ostatnią, jaką zdołali otworzyć. Byliśmy więc z uwolnionych ostatni.
Na podwórzu dołączyłem do swych dawnych towarzyszy broni. Tłum więźniów pod konwojem zbrojnych odchodził z dziedzińca więziennego. Na każdym załamaniu ulicy kierunkowi wskazywali drogę. Ubezpieczenia stały na stanowiskach. Odszukałem swoich towarzyszy z celi numer 6. Byli pełni radości, wyrażając się z zachwytem o przeprowadzonej akcji.
Ja zaś zachłystywałem się poczuciem wolności, którą mi przyniosły zbrojne dłonie przyjaciół. Dzięki nim i mnie objęła „amnestia”, niezwykłego co prawda rodzaju, ale na inną nie mógłbym w żadnym wypadku liczyć.”
Ludwik Wiechuła (z dokumentami w ręku) przy Antonim Hedzie „Szarym” po akcji na więzienie kieleckie.
Po uwolnieniu ‘”Jeleń” opuścił Polskę i w listopadzie dotarł do Londynu. 21.11.1945 r. został przyjęty do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i rozpoczął służbę w kompanii oficerów rezerwy w ośrodku szkoleniowym saperów. Po demobilizacji studiował na Wydziale Lądowym Polish University College w Londynie i w 1949 r. uzyskał dyplom inżyniera. W 1948 r. ożenił się z Aleksandrą Kocimowską, łączniczką AK w oddziale „Szarego”. W 1954 r. wyemigrował z rodziną do Kanady. Pracował w British Reinforced Concerte Company. Po wyjeździe do Ameryki był zatrudniony jako kreślarz konstrukcji stalowych w kanadyjskich firmach, później założył własną firmę. Od 1968 r. główny inżynier w M. Backler and Assoc. Consulting Engineers. Był konstruktorem i budowniczym wielu obiektów w Montrealu. Działał w montrealskim oddziale Stowarzyszenia Techników Polskich w Kanadzie oraz Stowarzyszeniu Kombatantów Polskich.
Ludwik Wiechuła zmarł 26 września 1987 w Montrealu, gdzie został pochowany na cmentarzu weteranów w Alei Zasłużonych w Pointe-Claire, w kwaterze „Field of Honour”.
Bernard po zgłoszeniu się w sztabie w Londynie został wcielony 25 maja 1945 r. do PSZ. W 1950 r. ukończył uniwersytet w Leeds z tytułem doktora nauk chemicznych. W 1954 r. przeniósł się wraz z żoną Margaret Byron i synkiem do Montrealu w Kanadzie. Tam do 1985 r. pracował w przemyśle naftowym. Zmarł 7 czerwca 2000 r.
Ludwik i jego brat Bernard Wiechułowie byli odznaczeni 4-krotnie Krzyżem Walecznych, za udział w walkach w lasach fanisławskich i boju koło wsi Szewce podani do odznaczenia Krzyżem Virtuti Militari oraz dostali brytyjski King’s Medal for Courage in the Cause of Freedom.
Artur Szlufik
Źródło: Drogi Cichociemnych, pod red. Z. Gawryś, Warszawa 2013 ; Jerzy Krauze „Gryf”, Cichociemni – Ludwik i Bernard Wiechułowie, „Zeszyty Kombatanckie”, Zesz. 38 ; http://akokregkielce.pl/wiechula-ludwik-jelen.html