Publikujemy dziś wspomnienia więzienne z lat 1905-1911 młodego bojowca kieleckiej OB PPS Władysława Rutkiewicza ps. „Aleksander”, uczestnika buntów oraz inicjatora ucieczek z kieleckiego więzienia w czasach kiedy swoje okrutne rządy sprawował tutaj rosyjski naczelnik Nikołaj Grecki.
„Na początku 1905 r. pracowałem w wojskowej organizacji P.P.S. w okręgu kieleckim. Znany byłem pod pseudonimem „Sokół” i „Alosza” wśród żołnierzy kół rewolucyjnych 5 i 6 pułku strzelców , stacjonowanych w Kielcach, oraz 21 i 23 baterii artylerii polowej, stojącej za Kielcami pod lasem „Wietrznia”. Funkcjonariuszem roboty wojskowej na okręg był nielegalnik, oficer z Petersburga z ramienia organizacji P.P.S. i S.R., tow. ps. „Wasyl”, z którym wspólnie obsługiwaliśmy zebrania kół wojskowych, a moim zadaniem było też zasilać koła bibułą, rewolucyjną partii P.P.S. w języku rosyjskim.
W organizacji wojskowej pracowali ze mną tow: Eugeniusz Cichoński, Edward Plenkiewicz, Majer Lerer, Bronisława Optołowicz, pseudon. „Sonia”, Włodzimierz Sienkiewicz, Szpiro, Antonina Wójcicka i inni.
Robota szła sprawnie, gdy niespodziewanie zostałem aresztowany, wsypany przez szpiega nazwiskiem Karpow, który widział, jak agitowałem stojącego na warcie żołnierza i wręczałem mu odezwę w języku rosyjskim pod tytułem „Car obmanuł narod”. Za rozpowszechnianie nielegalnych odezw i obrazę majestatu byłem sądzony przez b. Warszawską Izbę Sądową z art. kodeksu carskiego 129 i 103 na kadencji w Kielcach. Jako młodociany, mający zaledwie 17 lat, zostałem skazany na 1 rok twierdzy. Wyrok odsiedziałem w kieleckim więzieniu. Czas w więzieniu dłużył mi się strasznie, zwłaszcza że siedziałem w tym okresie, kiedy P. P. S. utworzyła organizację spiskowo – bojową, a ja, mając trzech strażników więziennych, naszych sympatyków, o nazwiskach: Czekaj, Krzywdziński, Tabera, przez nich utrzymywałem kontakt z organizacją na wolności. Dostawałem od nich świeżą bibułę, jak „Robotnika” i inne wydawnictwa, które rozdawałem więźniom politycznym. Było nas razem około 30-tu, w tym z Kielc troje: ja, Felicja Śledziówna i Wojciech Krzyżkiewicz, reszta zaś pochodziła z okolicy, jak z Jędrzejowa, Miechowskiego, Proszowic, Wolbromia, Chęcin, Włoszczowy, Ogrodzieńca i Samsonowa. W sam Nowy Rok 1906 przywieźli zbitych i powiązanych 60 osób tak, że ogółem osiągnięto liczbę 100 osób.
Na ogół większość więźniów składała się z pepesowców; paru było esdeków i paru narodowców. Na spacer chodziliśmy z początku celami, t. j. po dwie cele, a później, gdy było nas więcej – oddziałami, t. j. po kilka cel razem. Warunki hygieniczne w kieleckim więzieniu były okropne: tak więc więźniowie sypiali na siennikach ze słomy, w której kwaterowały legiony różnego robactwa. Dobrze było, gdy rodzina przysłała pościel, t. j. poduszkę i koc z prześcieradłem. No i zależało od „naczalstwa”, czy przepuszczą. Życie też było takie, że u gospodarza lepiej psy jadały i do tego w obmierzłych szkopkach drewnianych i takiemiż brudnymi łyżkami. Ja, jako więzień, mający wyrok twierdzy, byłem na tak zwanym „dworianskom położenii” i życie otrzymywałem z domu od rodziców, t. j. śniadania i obiady i wolno mi było świecić świecę za swoje pieniądze do godz. 9-ej wieczorem. Całe więzienie tonęło w mroku. Smutne to były wieczory zimowe, bo od godz. 4-ej po poł. do 8-ej rano ciemno – no i jeżeli siedziało się samemu, to było bardzo przykro i nawał różnych myśli tak nieraz dokuczliwych, że nie chciało się wprost żyć. Człowiek był młody, rwący się do życia, do czynu, a tu na każdym kroku wstrętne mordy mongolskie, podpatrujące każdy krok; zdawało się, że chcą wiedzieć i rozpoznać najskrytsze myśli.
Naczelnikiem więzienia był znany pies carski, Greckij, który nienawidził więźniów politycznych i miał falangę dobranych strażników: Gołowkina, Tłuszczyńskiego, Piankę, Justa, Palczarskiego i innych; wymieniłem najwierniejszych. Ci, nauczeni przez naczelnego zbira, udawali aniołów, węsząc i szukając łatwowiernych, ażeby o wszystkim zaraz donieść „naczaIstwu”. Po sprawdzeniu („powierce”) więźniowie rozpoczynali rozmowę więziennym alfabetem, a więc dzielili się wiadomościami, otrzymanymi z wolności, prowadzili dyskusję i t. p. Co chwila na korytarzu rozlegał się głos strażnika: „nie szumiet”, potisze, pora spat'” i t. d. Strażnicy nie rozumieli alfabetu i wściekali się – była to naszą poniekąd rozrywką. Nazwiska więźniów, których pamiętam, są następujące: Jan Szczepański, Jan Skalski, Leon Książyński, Krzyżkowski, Stanisław Rutkiewicz z Chęcin, Józef Rychter, Paweł Zołotajkin, Juszkiewicz, Lerer Maks, Żurek, Jabłoński, Jan Kot, Jurczyk, Bińkowski, Kalinin, inż. Sujkowski ze Sławkowa, Manterys, Gielniewski, Tusznio Wład., Pajek Adam, Szumilewicz Wład., Bimka Fiszel, Tadeusz Bróg, Wachla Maciej. Z Samsonowa: Aleksander Grzybowski, Stanisław Kmieć, Ignacy Polanowski. Antoni Gumuła, Władysław Krupa, Kazimierz Gumuła, Jan Górecki, Władysław Górecki, Stanisław Grzybowski, Józef Grzybowski, Piotr Stępień, Franciszek Stępień, Kazimierz Salwa, Franciszek Kwaśniewski, Jan Kwaśniewski, Franciszek Palus, Niebudek, Piotr Pastuszka, Kania Piotr, Stanisław Zwierzchowski, i wielu innych. Pewnej niedzieli, gdy nas wzięto do kaplicy, klecha pozwolił sobie na ostrą krytykę, wygłaszając kazanie, i w ubliżających słowach wypowiedział się o socjalizmie i socjalistach. Polityczni odruchowo zaprotestowali, zaczęli śpiewać czerwony sztandar i opuścili kaplicę, udając się do swoich cel. Naczelnik więzienia Greckij przybiegł z wojskiem i wołał: „Ja was, buntowszczyki, razstrielaju”. Potem krzyczał na żołnierzy, żeby bili politycznych.
Wówczas pełnił służbę ochronną w więzieniu 6-ty pułk strzelców, w którym bardzo dużo było członków organ. wojskowej. Żołnierze nie posłuchali kata Greckiego i ani jeden nie pochylił karabinu – wszyscy słuchali spokojnie wrzasków wściekłych Greckiego i pieśni rewolucyjnych, śpiewanych przez więźniów.
Skończyło się na tym, że nie puszczono nam tego dnia podań i odebrano spacer. Natomiast duch podniósł się u więźniów, gdyż przekonali się, że pomimo różnych przekonań, panuje silna solidarność wśród nas i wszyscy są gotowi stawić opór, gdy którego ze strony administracji spotka jakakolwiek krzywda.
Niedługo nadarzyła się sposobność. Więźniowie polityczni zmówili się i zaagitowali więźniów kryminalnych, ażeby wspólnie rozpocząć głodówkę o skasowanie wstrętnych szkopków i brudnych łyżek drewnianych. Postanowiliśmy nie przyjmować pożywienia ani z kuchni więziennej, ani podawanych obiadów z wolności i żądaliśmy prokuratora. Głodówka trwała trzy dni w bardzo podniosłym nastroju – no i wygraliśmy. Szkopki potłukliśmy, a na ich miejsce otrzymaliśmy emaliowane miski i blaszane łyżki. Przez te 3 dni głodówki śpiewaliśmy cały czas pieśni rewolucyjne, a naczelnik Greckij latał, jak szalony, z wojskiem po całym więzieniu i groził.
Skutek jego gróźb był taki iż skoro go ujrzeli więźniowie, gwizdali, jak na psa, a z wolności otrzymał list p. t. „kara śmierci”, który go nastraszył i doprowadził do wściekłości. Po wygraniu głodówki, t. j. spełnieniu naszych żądań, nie pokazywał się przez parę dni na korytarzach więziennych ani na podwórzu. Natomiast zaczął wprowadzać różnego rodzaju represje, nie dając widzeń, nie przepuszczając różnych rzeczy i pożywienia, albo, gdy więźniowi przynieśli zupę pomidorową i w butelce kawę, to kazał kawę wlać do zupy i t. p. Szykany jego wywołały protest. Ogół politycznych zażądał gubernatora i prokuratora, a gdy to nie pomogło, rozpoczęliśmy głodówkę o ludzkie traktowanie więźniów i zniesienie szykan przy widzeniach i podaniach.
Głodówka trwała już drugi dzień. Mnie rano tego dnia kończył się termin wyroku i wyszedłem na wolność. Dzięki temu uniknąłem masakry, bo około godz. 10-ej rano po moim wyjściu kat Greckij sprowadził żołdaków konwojnych, spoił ich wódką i kazał bić więźniów po celach. Żołdacy kilkunastu towarzyszy poturbowali i pobili do krwi. Swoim czynem Greckij napisał wyrok śmierci na siebie. Od tej pory Organizacja Bojowa P.P.S. zaczęła polować na niego, jak na wściekłego psa. Ja tegoż dnia po wyjściu z więzienia zgłosiłem się do Organizacji Bojowej P.P.S., wstępując w jej szeregi i brałem udział w czterech nieudanych zamachach na naczelnika Greckiego. Psu carskiemu udawało się prawie rok czasu, aż go dosięgły kule mauzerów na Karczowskiej Alej.
Ponownie zostałem aresztowany 17 lutego 1907 r. z wsypy prowokatora Jana Lipińskiego i oskarżony o napad zbrojny na gminę, pocztę, monopol i sąd w Łopusznie i Promniku, oraz zabicie starszego żandarma Anikina 23 grudnia 1906 roku w Kielcach. Ze mną razem z tej wsypy zostali aresztowani tow.: Wacław Łojek, Stanisław Zawadzki, Wojciech Grudzień, Srul Race, Józef Robakowski, Józefa Robakowska, Józef Nowek, Stanisław Minner, Jan Kędzierski i Ludwik Kędzierski. Sprawa została skierowana do sądu polowego, a później do sądu wojennego, jednak spadła wraz z wielu innymi, gdyż prowokator został zabity i brakło dowodów, aby nas skazać.
Po odsiedzeniu jedenastu miesięcy w kieleckim więzieniu, dostaliśmy, wraz z innymi więźniami politycznymi, wysyłkę przez Ministerstwo na cztery lata na Syberię. Wszystkich zesłano do tomskiej gub. – kraju Narymskiego, mnie zaś i tow. Edwarda Chodaka – do jakuckiej gub., na północ, w najdalsze, tak zwane polarne strefy.
Ja Syberii nie oglądałem, gdyż 1 czerwca 1907 r. odważyłem się na ucieczkę przez łaźnię do parku miejskiego z Józefem Rychterem, który za agitację wojskową przez sąd wojenny w Warszawie został skazany na wieczne osiedlenie na Syberii z pozbawieniem wszystkich praw. Ucieczka się nie udała, bo gdyśmy z muru więziennego o wysokości 4 metrów skoczyli, żołnierze i policjant, stojący w parku za murem, nie zauważyli nas, natomiast na ławce w głównej alei siedziało pięciu urzędników carskich z urzędu gubernialnego. Jeden z nich, Tabaruk, zaalarmował żandarmów i wskazał nas im. Żandarmów było ośmiu; nie mając broni, musieliśmy ulec przemocy. Ja prosiłem instruktora ps. „Kostek”, ażeby przysłał mi 2 browningi i setkę naboi, ale strażnik Krzywdziński wrócił z niczym, tylko przyniósł odpowiedź, że broni nam nie dadzą, natomiast obstawią ogród, jednakże nie zrobili tego.
Żandarmi odprowadzili nas do więzienia i tu dopiero zaczęła się awantura z administracją więzienną. Gdy nas przyprowadzono do bramy wejściowej od ulicy Zamkowej i starszy strażnik Antoniuk ujrzał nas, to złapał się za głowę, krzycząc: „Pabieg w tiurmie, a ja niczewo nie znaju”.
Naczelnik Greckij był w mieście. Dali mu znać i przybył zziajany. Grożąc nam browningem, zamierzył się pięścią na mnie. Chwyciłem za krzesło, mówiąc, że jeżeli się poważy mnie uderzyć, rozbiję krzesło o jego łeb: – „Jestem polityczny pod śledztwem, więc nie macie prawa tak postępować, a uciekałem z więzienia, bo pragnę wolności, a wy od tego jesteście, żeby pilnować”. Ten doskoczył do Rychtera, złapał za gors koszuli i rozerwał, krzycząc na strażników: „Zakowat’ etich swołoczej w kandały i piereodiet’ w arestantskuju odieżdu”. Zakuto nas w kajdany, ubrano we wstrętne stare ubrania aresztanckie i zapakowano do sekretnej celi – każdego osobno.
Rejwach, czyniony przez naczelnika w całym więzieniu, trwał parę godzin. Kilka razy liczyli po celach więźniów, czy kto jeszcze nie zwiał. Około południa uspokoiło się; nie dano nam nic z naszych rzeczy, odmówiono podań, widzeń i palenia, jednym słowem byliśmy pod czułą opieką kata Greckiego, na spacer wypuszczano nas po zamknięciu więzienia, t. j. „po powierce”. Pomimo zakazu naczalstwa, jednak mieliśmy wszystkiego pod dostatkiem. Nasi towarzysze pamiętali o nas i żywności oraz tytoniu zawsze dostarczali a nawet cieszyliśmy się sympatią ogółu więźniów kryminalnych, którzy z narażeniem się na „karcer” podawali machorkę, grypsy i różne rzeczy, nam zabronione. Kucharz więzienny, rotnik nazwiskiem Piwowar, dawał nam podwójną porcję i po 2 „sztuczki” (t. j. mięso, nadziane na patyk). To też pomimo przykrości z powodu nieudanej ucieczki, po całych dniach śpiewaliśmy pieśni rewolucyjne, a Greckij wściekał się i krzyczał: „Ja was zamoriu – padochnietie u mienia w siekretnoj kamierie”.
A w dwa tygodnie potem sadysta Greckij urządził taką scenę. Wezwał mnie, niby na śledztwo, do sędziego śledczego. Było to we wtorek – dzień widzeń więźniów z rodzinami. Zatrzymano mnie na wprost bramy, wiodącej na ulicę, gdzie oczekiwały rodziny z podaniami. Około mnie stanęło sześciu strażników. Wtedy Greckij kazał otworzyć furtkę, za którą ujrzałem swoją matkę i młodszych braci i dużo znajomych z rodzin więźniów politycznych. Greckij pyta się mojej matki: „A co? ładny chłopiec?”.
Byłem okuty w kajdany i w aresztanckim ubraniu. Ktoś za bramą krzyknął: „Kaci moskiewscy!”. Greckij laską uderzył moją matkę i cofnął się za furtkę, którą strażnik zatrzasnął. Było to ponad moje siły i nerwy. Rzuciłem się i uchwyciłem kamień. Byłbym roztrzaskał łeb temu katowi, ale sześciu strażników chwyciło mnie za ręce i nogi i poniosło przez podwórze do gmachu więziennego. Ja dwóch kopnąłem i podbiłem im pyski, a jednego złapałem zębami za policzek i wygryzłem kawał skóry policzkowej, którą wyplułem. Więźniowie z okien zobaczyli, co się dzieje, i w całym więzieniu rozległy się donośne krzyki: „Nie bij!”. Za bramą rodziny więźniów podniosły też krzyk i z taką muzyką poszli do gubernatora, mnie zaś strażnicy wrzucili do karceru. Bezsilny ze złości i rozpaczy, chwyciłem za „paraszę” i zacząłem z całej siły bić we drzwi. Za moim przykładem uczynił to cały oddział i do krzyków przyłączył się huk rozbijanych drzwi.
Do więzienia przyjechał gubernator Ozierow, który uspokoił więźniów i przyrzekł, że więcej prześladowania takie się nie powtórzą. Na żądanie ogółu więźniów zwolniono mnie z karceru i wsadzono do celi sekretnej. Nie mogłem się uspokoić długi czas i całą noc myślałem, jak postąpić z tym gadem naczelnikiem. Na drugi dzień poprosiłem towarzyszy z mojej sprawy, ażeby wysłali do organizacji na wolność gryps następującej treści: „Do Organizacji Bojowej P.P.S. Fr. Rew. w Kielcach. Szanowni Towarzysze! Bardzo was proszę o spełnienie mojej ostatniej prośby. Ponieważ psa carskiego Greckiego nie możecie dosięgnąć, przeto proszę was bardzo oddawcy niniejszego listu dać dla mnie browning i 25 nabojów, a ja sobie z nim dam radę. Więcej już nigdy o nic was prosić nie będę. Przypuszczam, że uczynicie zadość mojej prośbie. Serdecznie was wszystkich pozdrawiam – wasz Aleksander”.
Tej nocy nieprzespanej postanowiłem zabić Greckiego i siebie, a może jeszcze innych, jeśli który z psów w kancelarii nawinie mi się pod rękę. Plan mój był prosty. Gdy otrzymam „spluwę”, to powiem strażnikowi, że mam coś ważnego zakomunikować sędziemu śledczemu, a że naczelnik do wszystkiego lubił się wtrącać, na pewno przed tym wezwie mnie do kancelarii. Wtedy to zasypię go kulami i kogo się da. Może nawet wobec sędziego to zrobię. Ale Organizacja Bojowa udaremniła mój zamiar. Dostałem odpowiedź, iż broni mi nie dadzą, natomiast przyrzekają, iż w tym tygodniu wykończą Greckiego. Byłem tym bardzo rozgoryczony, ale Organizacja Bojowa dotrzymała przyrzeczenia, bo już na trzeci dzień, gdy leżałem na sienniku, około godz. 10-ej wiecz., usłyszałem salwy mauzerów. Jakże wtedy żałowałem, iż mnie tam nie ma.
W więzieniu doskonale słychać było strzały w kierunku Karczowskiej Alei. Dopadłem do wizyterki i krzyknąłem na całe gardło: „Katorżanie, śpicie! – wstawajcie! już Greckiego diabli biorą, bo grają mauzery”. Zrobił się rejwach i ruch po celach, a potem popłynęła potężna pieśń „Krew naszą długo leją kaci”.
Przyleciał starszy strażnik Antoniuk i zaczął rugać: „Czort by was pobrał! Iditie spat’. Bud’tie tisze”. „No dobrze, panie Antoniuk, ale powiedz pan, czy Grecki zabity?”. „Ubityj na pował i łoszad’ odna ubita”. Przestaliśmy krzyczeć ale całą noc już nikt nie spał do rana. Słychać było kroki nerwowe po celach i brzęk kajdan. Była to doprawdy radosna noc w więzieniu. Rano, gdy nas puszczono na podwórze więzienne, nawet i ja z sekretnej celi wyrwałem się na dwór, bo na strażników padł strach.
Jakby dla sprezentowania roboty bojowców na podwórzu stał powóz naczelnika, podziurawiony kulami i zlany posoką naszego kata. Więźniowie polityczni i kryminalni oglądali go ze wszystkich stron i robili swoje uwagi. Dopiero pomocnik naczelnika, Torba, kazał strażnikom wtoczyć powóz do wozowni, a ja podszedłem do pomocnika Torby i mówię mu: „Panie naczelniku! Tyran zabity. Należy mi się amnestia”. Uśmiechnął się i mówi do starszego strażnika: „Pieriewiesti Rutkiewicza z sekretnoj kamery do jewo towarzyszczej”. Zażądałem od starszego strażnika Antoniuka swojego ubrania, zrzucając na podwórzu aresztanckie, tak, że tylko kajdany na nogach pozostały po nieudanej ucieczce. Od tego dnia więzienie kieleckie było otwarte cały dzień od godz. 6-ej rano do 6-ej wieczorem. Wszystkie cele stały otworem, a z wolności co dzień przynosili śniadania i obiady.
Jesienią tegoż roku w Sądzie Okręgowym kieleckim odbyła się rozprawa za ucieczkę, za którą skazano Józefa Rychtera na 4 Jata więzienia (roty aresztanckie), a że miał pierwszy wyrok na wieczne osiedlenie na Syberii, więc odesłano go do Tomska odsiadywać tę karę. Mnie skazano na 2 ½ lat więzienia. W tym samym roku przyszedł etap z Piotrkowa. Przywieźli bandytów z bandy Krwawnickiego – typy z pod ciemnej gwiazdy, oprychy, tak zwane „kozaki więzienne”. Od nich dużo cierpieli więźniowie polityczni. Szajka bandycka Krwawnickiego objęła „hegemonię” nad całym więzieniem kieleckim, a przez to zdobyta wolność w więzieniu była zatruta. Zaczęły się grabieże, wpadanie do cel politycznych, zabieranie ubrań, obuwia, bielizny i t. p. Trwało to przez połowę 1908 r.
W kwietniu 1908 r. z wsypy prowokatorów: Tarantowicza („Ałbin”) i Charewicza (,,Sas”) w Kielcach nastąpiło masowe aresztowanie około 300 osób. Prawda. że ,dużo osób aresztowanych nie miało nic wspólnego z partią P. P. S. Zjechała z Warszawy t. zw. „Ochrana” i agenci na ulicach aresztowali kogo spotkali, a nocami przeprowadzali rewizje po mieszkaniach, wskazanych przez prowokatorów, zabierając wszystkich, kogo napotkali, tak że dużo towarzyszy i towarzyszek znalazło się za kratą. Z wsypy Charewicza oraz Tarantowicza została skazana przez Warsz. Izbę Sądową Feliksa Śledziówna ps. „Helena” na 13 lat katorgi, z wsypy Tarantowicza zostali skazani tow. Jan Partyka na 9 lat katorgi, Roman Sobierajski na 4 lata katorgi, Jan Papros ps. „Bocian” na 4 lata katorgi, Florentyna Korfelówna ps. „Adela-Wanda” na wieczne osiedlenie na Syberii, Stanisław Łęcki na wieczne osiedlenie na Syberii, Instruktor org. Bojowej P. P. S. Fr. Rew. Kajetan Pączkowski ps. „Bronisław” skazany na 4 lata katorgi, Irena Korwiaczyńska ps. „Dora” na wieczne osiedlenie na Syberii, oraz zesłano kilkadziesiąt osób administracyjnie na Syberię i w głąb Rosji. Skazano również tow. DurIika Andrzeja z Niewachlowa na 6 miesięcy więzienia z wsypy Tarantowicza, że woził bojowców swoimi końmi na akcję bojową. Organizacja P. P. S. Fr. Rew. w Kielcach prawie została rozgromiona. Na wolności zostało tylko kilku ludzi, reszta zaś została aresztowana i zesłana, a bardzo wielu musiało emigrować za granicę.
Na początku 1909 r. przyjechał do Kielc tow. Władysław Bartniak pseud. „Aleksy” i zamieszkał w domu mojej matki, Marii Rutkiewiczowej. Zaczął on pracować i wznowił org. P. P. S. Fr. Rew: w Kielcach, oraz Komitet Okręgowy, do którego weszli starzy członkowie organizacji, Andrzej Hertong ps. „Władek”, Michał Dziewięcki ps. „Szczepan” i paru młodych członków. Robota poszła raźno, towarzysz Aleksy poczynał sobie śmiało, do tego stopnia, że nawet z moją matką przychodził do mnie na widzenia do więzienia, pragnąc za wszelką cenę zorganizować ucieczkę z więzienia. Pewnego razu, będąc wezwany do sędziego śledczego, w gabinecie naczelnika więzienia zobaczyłem na stole plan „Płan kanałow Kieleckoj tiurmy”. Odpowiadając na pytania sędziego, podeszłem do stołu, oparłem się o niego plecami i jedną ręką złożyłem plan, chowając go do kieszeni spodni. Od tej pory poznałem kanały i ich zakamarki, oraz kierunki kanału przechodzącego pod więzieniem. Opracowaliśmy z tow. Stanisławem Korcem pseudon. „Felek”, który był skazany na 10 lat katorgi i przywieziony do kieleckiego więzienia, plany podkopów. Niestety zmuszeni byliśmy pracować wspólnie z przestępcami kryminalnymi, którzy nieraz lekkomyślnie postępowali w pracy, i trzy podkopy jeden za drugim się wsypały.
W połowie czerwca 1909 r. w Kielcach nastąpiły znowu masowe aresztowania. Przyjechał do Kielc ze swoją zgrają słynny inkwizytor kapitan Aleksandrow, który na w spółkę z rotmistrzem żandarmerii Anienkowem zabrali się w Kielcach do likwidacji Org. P. P. S. Fr. Rew. Dzięki prowokatorom, którzy po aresztowaniu zaczęli sypać, organizacja w Kielcach wkrótce przestała istnieć. Śledztwo, prowadzone przez krwawego zbira Aleksandrowa z dobraną bandą wachmistrzy i szpicla Kotwicy z Ostrowca, było jedną wielką męczarnią dla towarzyszy, którym na śledztwie wybijano zęby. Bito ich niemiłosiernie, żeby się przyznali, iż należą do partii i wskazali drugich, oraz potwierdzili zeznania prowokatorów. Były to, doprawdy ciężkie chwile i należy podziwiać silną wolę i opanowanie nerwów towarzyszy, gdy ci, którzy sypali, stanęli w oczy swym ofiarom i mówili: „Przyznajcie się towarzyszu, już wszystko przepadło”, a towarzysz im na to: „Nie znam, pana i nie należałem do żadnej organizacji”. Po takiej odpowiedzi następowało na nowo bicie. Nazwiska towarzyszy, którym wybito zęby, a żaden z nich, mimo tego, nie załamał się, są następujące: Izaak Rajzman, Edward Rutkiewicz, Antoni Żbik, Julian Bandrowski i inni. Sypali złośliwie i stawali w oczy: Jan Sęk, Franciszek Bielica, Stanisław Kusiński, Sylwester Widawski, Wacław Pilecki, Władysław Burak i inni.
Śledztwo ciągnęło się dwa lata. Ogółem pod śledztwem do sprawy z art. K. K. 102 cz. II w więzieniach kieleckim i chęcińskim siedziało około 60 osób. Towarzysze starzy, bojowcy, groźbą zmusili kapusiów do przestania sypania i odwołania zeznań u sędziego śledczego do spraw szczególnej wagi Adamantowa. To jednak miało tylko takie znaczenie, iż nowych osób z wolności już nie aresztowano, natomiast o zakończeniu śledztwa władze prokuratorskie nie chciały słyszeć. Zmusiło to więźniów politycznych do głodówki ,która trwała 6 dni. Wreszcie śledztwo zakończono i 3 grudnia 1911 r. 4-ty Departament Izby Sądowej Warszawskiej zjechał do Sądu Okręgowego w Kielcach. Rozprawa trwała trzy dni. Oskarżał prokurator Żyżyn, a broniła grupa adwokatów z Warszawy i Kielc: Śmiarowski, Papieski, Szyszkowski, Wacław Szumański, Frycz, Nawroczyński i in. Zostali skazani: na wieczne osiedlenie na Syberii z pozbawieniem wszystkich praw towarzysze: Jadwiga Matkowska, Maria Rutkiewiczowa, Maria Tkaczówna, Cecylia Stodołkiewicz, Antoni Galiński, Stanisław Karaś, Bolesław Korfel, Jakub Malinowski, Stanisław Szelągowski, Ludwik Zieliński, Jan Potocki, Michał Dziewięcki. Na katorgę zostali skazani towarzysze: Józef Korba 12 lat, Antoni Wójcik 12 lat, Aleksander Grzybowski 10 lat, Władysław Chyb 10 lat, Andrzej Hertong 8 lat, Władysław Rutkiewicz 8 lat, Antoni Żbik 6 lat, Jan Chodak 6 lat 8 miesięcy, Stanisław Pilecki 6 lat 8 miesięcy, Edward Rutkiewicz 4 lata, Jan Zając 4 lata, Józef Majchrzak 4 lata, Stanisław Przybysławski 4 lata, Stanisław Zawadzki 4 lata. Ci, którzy sypali prawie wszyscy zostali zwolnieni.
W tym okresie czasu, t. j. w lecie 1910 r., w Kielcach pojawił się prowokator., kolejarz, Władysław Ziółkowski, i zaczął sypać kolejarzy. Aresztowano 15 osób, lecz dzięki temu, iż prowokatora Org. Bojowa kropnęła na ul. Starowarszawskiej, 15-tu tow. kolejarzy po trzech miesiącach zwolniono. Ja, widząc, że zanosi mi się na długie lata siedzenia w więzieniu, postanowiłem dokonać ucieczki, a więc podałem o kasację, żeby nie wywieźli mnie z kieleckiego więzienia. Również kilku towarzyszy zrobiło to samo. Niestety, podkop, prowadzony sprytnie i konspiracyjnie, nie udał się, z resztą, nie z winy tych, którzy pracowali przy podkopie. Wsypał go kryminalista Witkowski. Wszystkich politycznych katorżan wywieziono do Warszawy – do „Arsenału” i Mokotowa”.
Władysław Rutkiewicz, Wspomnienia zza kraty, „Kronika Ruchu Rewolucyjnego w Polsce”, 1937, R.3, nr 4, s. 240-247
Więcej na temat Władysława Rutkiewicza możemy przeczytać na naszej stronie: