-Antek, robimy więzienie? – odzywam się któregoś dnia do „Szarego”. W odpowiedzi zamruczał coś o zezwoleniu sztabu obwodu. Ano, trudno: będziemy czekać. Na własną rękę nie możemy wszczynać podobnej akcji. Co to jednak znaczy mieć szczęście! Do obozu zjeżdża inspektor z obwodu. Ledwie się zdążył przywitać, częstuje nas wiadomością, że w mieście jest obecnie mniej żandarmerii. Mówi to tak sobie, mimochodem, jakby nie przywiązywał do tego żadnej wagi, ale patrzy na nas przy tym bardzo znacząco. A we mnie aż dusza rośnie. To on właśnie z takim poleceniem do nas! Niech żyją tam w sztabie wszyscy nieznajomi panowie, z brzuszkami czy bez. A zatem sprawa przesądzona.” – tak barwnie o początkach akcji na więzienie w Końskich opowiadał Ludwik Wiechuła ps. „Jeleń” cichociemny, uczestnik rozbicia.
Przyczyną akcji było skazanie na rozstrzelanie zakładników, których Niemcy wzięli po dokonanym zamachu na mjr SS Fittinga. W koneckim więzieniu znalazła się również aresztowana podczas przygotowań łączniczka „Jadzia”, por. “Blady” oraz „Kret”.
Akcją, która miała miejsce w nocy z 5 na 6 czerwca 1944 roku, dowodził Antoni Heda, ps. „Szary”. Po zdobyciu więzienia, polecił on spalić znajdujące się w nim niemieckie dokumenty i kartoteki. Uwolnionych zostało około 70 osób, w tym aresztowani partyzanci. W czasie akcji zginęło czterech Polaków i 17 Niemców.