Więzienna kaplica

Kieleckie Więzienie Gubernialne znajdowało się w budynkach dawnych wozowni i stajni należących do pałacu biskupiego. Zostały one pobieżnie przystosowane na potrzeby więzienia w latach 30-tych XIX wieku. Gdy powstało więzienie nie posiadało więziennej kaplicy. Aresztanci musieli chodzić do kościoła św.Trójcy. Nie było to najlepsze rozwiązanie, bo dawało możliwość zorganizowania ucieczki. Dlatego władze rosyjskie zdecydowały się utworzyć na terenie więzienia prowizoryczną kaplicę. Na co dzień była to hala przędzalni, a w niedzielę odprawiał w niej msze kapelan.

Dopiero w 1893 r. na prośbę władz więziennych Rząd Gubernialny Kielecki zezwolił na powstanie kaplicy katolickiej. Powstała ona na pierwszym piętrze, we wschodnim skrzydle więzienia. Oprócz uczestniczenia w nabożeństwach więźniowie mogli tam czytać książki o charakterze religijno-moralnym w dni wolne od pracy.

W więzieniu znajdowali się również osadzeni wyznania prawosławnego, dlatego zdecydowano, że powstanie niewielka cerkiew, aby prawosławni nie musieli korzystać z katolickiej kaplicy. Władze rosyjskie obawiały się, że więźniowie prawosławni poprzez uczestnictwo w nabożeństwach katolickich mogliby zmienić wyznanie. W 1903 r. powstała niewielka cerkiew. Pomieszczenie zostało wyremontowane, wybudowano ołtarz, zakupiono szaty liturgiczne i dewocjonalia.

W dwudziestoleciu międzywojennym kaplica nadal funkcjonowała. Służyła również jako świetlica, gdzie więźniowie np. oglądali i wystawiali sztuki teatralne.


Więzienie kieleckie – przedstawienie teatralne z udziałem więźniów w roku 1932 (NAC)

Po wybuchu II wojny światowej więzienie przy ulicy Zamkowej zostało przejęte przez niemieckie władze okupacyjne. Niemcy zezwolili, aby w ramach niesienia pociechy religijnej więźniom, była odprawiana w kaplicy więziennej msza święta i przeprowadzana spowiedź. Najczęściej z posługami religijnymi udawali się do więzienia proboszczowie katedry kieleckiej: ks. Józef Pawłowski, ks. Franciszek Mazurek i ks. Witold Dzięcioł. Księżom towarzyszył ministrant. Właśnie przez ministranta przekazywane były grypsy więźniów, najczęściej w czasie komunii.

Tak wspominał wizyty w więzieniu Zbigniew Chodak, ministrant towarzyszący ks. Pawłowskiemu:

„Aby dostać się do więzienia w celu odprawienia nabożeństwa, mimo że było to wcześniej uzgadniane, ksiądz z ministrantem musiał często czekać pod bramą przez dłuższy czas – niekiedy ponad godzinę. W czasie nabożeństwa więźniów zganiano do świetlicy, w której mieściło się około 60 osób. Pod ścianami na ławkach siedzieli Niemcy w hełmach na głowach i z pistoletami automatycznymi w rękach. Nie pozwalali oni na jakiekolwiek kontakty między więźniami a osobami z zewnątrz”.

Gestapo wykorzystywało też świetlicę, w której była kaplica do zupełnie innych celów:

„Kaplica była jednocześnie miejscem śledztwa, świadczy o tym fakt, że często jak przychodziliśmy była jeszcze niedomyta krew na podłodze bądź też czarne ślady po tej krwi” – wspominał Z. Chodak.

Po uwięzieniu ks. Pawłowskiego w 1940 r. już nigdy nie odprawiono mszy świętej w kaplicy więzienia przy ulicy Zamkowej.

Po wojnie w czasach komunistycznych UB nadal wykorzystywało kaplicę jako katownię i miejsce przesłuchań. W późniejszym okresie dawna kaplica została podzielona na kilka pomieszczeń, aby powiększyć ilość cel dla osadzonych tu więźniów politycznych.

Ewa Działowska

Artur Szlufik