Początek roku szkolnego 1939

W 1939 roku rok szkolny miał rozpocząć się 4. września, ponieważ 1. wypadał w piątek. Atak Niemców na Polskę rozpoczynający II wojnę światową zmienił te plany. Zobaczmy jak pierwsze dni wojny zapamiętały dzieci:

Janina Florkiewicz: ,,1 września 1939 roku hitlerowcy najechali na Polskę. W owym czasie Zgórsko, przez które przebiegała szosa krakowska, jak i wiele innych miejscowości zapełniło się uciekinierami zachodnich województw. – Na nasze podwórko przyszedł jeden mężczyzna, nie pamiętam już skąd pochodził. Siedział pod drzewem i wtedy nadleciały samoloty. Razem z mamą i rodzeństwem co sił zaczęliśmy uciekać w stronę lasu. Wtedy na naszą zagrodę spadły bomby. Pierwsza uderzyła daleko za domem, ale druga trafiła koło studni. Jak wybuchła, to tego mężczyznę, co siedział u nas przerzuciło przez płot i spadł na drogę. Zginął na miejscu. Od podmuchu zawaliła się cześć naszego domu. Kiedy rozpoczęło się bombardowanie, cała rodzina uciekła w popłochu do lasu razem z innymi mieszkańcami wsi. Przestraszeni, siedzieli w ukryciu kilka dni. – Na drugi dzień Henryk, najstarszy z rodzeństwa, odważył się pójść do zniszczonej zagrody po krowy i jedzenie, ponieważ wszyscy byliśmy już bardzo głodni. Mnie najbardziej szkoda było białych bucików od pierwszej komunii. Bałam się, że zniszczą je bomby. Na szczęście, gdy po trzech dniach wróciliśmy do domu buciki stały na swoim miejscu, tam gdzie je zostawiłam – śmieje się pani Janina. My, maluchy jeszcze mało rozumieliśmy z tego, co się wokół nas dzieje. Najbardziej bałam się więc o tatusia i o moje komunijne buciki.” [1]

 

Anna Orlińska ,,3 września 1939 r. Mieszkaliśmy u gospodarza, u którego schroniliśmy się w czasie wczorajszych ostrzałów. Rano, zaraz po obudzeniu, zobaczyliśmy Niemców na motorach i autach. Jeździli po wsi, coś wołali. Po jakimś czasie zebrali do kupy wszystkich rannych, także mnie. Zawieźli nas do szpitala w Jędrzejowie. Tam mnie opatrzono i z innymi lżej rannymi wróciłam do wsi. Ciężej ranni musieli zostać w szpitalu. Niemcy sprawdzali ich dokumenty. Rozkazali też gospodarzom podjechać furmankami na pola. Tam byli wszyscy zabici z naszego pociągu. Zorientowaliśmy się, że ci, co uciekali na lewą stronę pociągu mieli pecha. Dużo ich zginęło. Ci, co wybrali prawą stronę, w tym my, mieli więcej szczęścia. Więcej ludzi się uratowało. Widziałam, jak trupy na furmankach jechały przez wieś, ciała były pokrwawione z wykręconymi rękami i nogami. To mi bardzo utkwiło w pamięci, te furmanki pełne ciał. To był straszny widok.” [2]

 

Edward Rybak ,,1 września 1939 roku był słoneczny. Wpadające przez otwarte okno do pokoju rześkie powietrze i głośne trele ptaków zbudziły mnie z głębokiego snu. Spojrzałem na ścienny zegar. Była siódma. Leżąc rozmyślałem o tym, co będę robił tego dnia, a przede wszystkim o zaplanowanej wycieczce z kolegami nad rzekę Bobrzę. Z sąsiedniego pokoju dochodziły odgłosy ożywionej rozmowy rodziców i Stanisława Soi, jednego ze współpracowników ojca. Zwykle o tej porze rodzice byli już poza domem, a mianowicie w sklepie meblowym i artykułów gospodarstwa domowego mieszczącym się przy placu Wolności 2. Dlaczego więc o tej porze jeszcze pozostawali w domu? Zaintrygowany tą niecodziennością wszedłem do ich pokoju. Byli tu już wszyscy domownicy, którzy uważnie wsłuchiwali się w płynące z eteru wiadomości. Radio donosiło, że Niemcy bez wypowiedzenia wojny zaatakowali Polskę, że o godzinie 4 minut 45 padły pierwsze strzały z pancernika Schleswig- Holstein na Składnicę Tranzytową Westerplatte w Gdańsku. A więc zaczęło się to, czego najbardziej się obawialiśmy. Niepokój i nerwowa atmosfera panująca wśród moich najbliższych udzieliła się i mnie. Nie myślałem o śniadaniu, o wycieczce, o mającym wkrótce rozpocząć się nowym roku szkolonym, lecz o tym, co nas czeka w najbliższych dniach i tygodniach.” [3]

Alina Gielniewska ,,W dniu 5. września 1939 r., gdy Niemcy wkraczali do Kielc od strony Białogonu, cała nasza rodzina tj.: Paweł Gielniewski, jego żona Józefa Gielniewska, syn Edward Gielniewski oraz ja córka Alina, ukryła się w schronie wykopanym w ogrodzie naszej posesji w Kielcach przy ul. Krakowskiej 6.  natomiast babcia moja Marianna Rzeszewska (matka mojej mamy) pozostała  domu – nie chciała iść do schronu. Około 14.00 Niemcy rozjuszeni faktem, ze w odległości ok. 500 m od naszego domu przy ul. krakowskiej w stronę Białogonu, zastrzelony został ich dowódca, zaczęli szukać Polaków po domach jako zakładników. Ze schronu, w którym byliśmy ukryci widzieliśmy Niemców wybijających okna w sąsiednim domu u Państwa Lewickich.  Widząc ich wściekłość i w obawie, aby nie rzucili granatu, gdy zobaczą wejście do naszego schronu wyszliśmy z naszego schronu z podniesionymi rękami. Gdy nas zobaczyli to rozwścieczeni jak bestie Niemcy musieli się do nas łamiąc bagnetami płot dzielący nas od sąsiadów. Ojciec mój miał zgolone włosy więc dopadli do niego myśląc, że to polski żołnierz. Zabrali ojca ze sobą , prowadząc go do ul. krakowskiej przez nasz ogród. Niemcy zaprowadzili ojca na drugą stronę ulicy, gdzie były doły po wydobywanej glinie.” Dalszy ciąg wydarzeń Pani Alina znała już z powieści taty. W dole znajdował się już jeden zabity mężczyzna. Niemcy strzelali 3 razy do ojca Pani Aliny, ale nie zabili go. Paweł Gielniewski udawał martwego i obserwował co dzieje się wokół. Niemcy zabili jeszcze kilka osób w tym miejscu. Wieczorem sprawdzali jeszcze trupy i zauważyli, że Paweł Gielniewski ma puls więc strzelili jeszcze raz, ale nie był to strzał śmiertelny. Udało mu się dotrzeć do domu. Rodzina przewiozła go na leczenie do szpitala, ale lekarz stwierdził, że nie ma warunków na leczenie takich ran. Paweł Gielnewski leczony był w domu i ukrywany, aby Niemcy nie zorientowali się, że przeżył. Zmarł w 1979 r.[4]

[1] https://echodnia.eu/swietokrzyskie/najgorszy-byl-strach-o-przezyciach-wojennych-opowiada-pani-janina-kiedy-wybuchl-koszmar-miala-zaledwie-9-lat/ar/8593632, dostęp 15.08.2020.
[2] https://dziennikzachodni.pl/pierwsze-dni-wojny-oczami-dziecka/ar/302614), dostęp 15.08.2020.
[3] E. Rybak, Ze szklonej ławki do leśnej armii, Kielce 200, s. 14.
[4] Wspomnienia Aliny Gielniewskiej w zasobach OMPiO.