Wspomnienia z kieleckiego więzienia

Więzienie na ulicy Zamkowej było nie tylko miejscem kaźni dla przestępców, ale także bohaterów, którzy byli więźniami politycznymi. Przez cały okres PRL-u nie można było mówić o tych, którzy byli tutaj więzieni z powodu przekonań politycznych czy walki z władzą komunistyczną, dlatego tak niewiele mamy wspomnień dotyczących więzienia z tamtych lat. Każda wzmianka o naszym więzieniu jest dla nas ważna. Chciałabym Państwu zaprezentować dziś fragmenty wspomnień  Zdzisława Jędrzejkiewicza, który był osadzony na ulicy Zamkowej w Kielcach.  Z zawodu był prawnikiem, który w czasie wojny aktywnie działał w AK m.in. w Wojskowym Sądzie Specjalnym. Po wojnie był przodownikiem pracy oraz organizatorem, a później przewodniczącym Zarządu Miejskiego Związku Walki Młodych w Kielcach. 29 maja 1945 roku zrezygnował z funkcji przewodniczącego zarządu ZMW z powodu nacisków NKWD, które chciało zwerbować go jako agenta. 12 listopada 1949 roku został aresztowany przez funkcjonariuszy WUBP w Kielcach za rzekome nadużycia w pracy (pracował wtedy jako kierownik w kinie „Bałtyk”). Zarzucono mu fałszowanie biletów i działanie na szkodę PPR (fałszywe bilety, jak się potem okazało, sprzedawały kasjerki, z których jedna była córką działacza PZPR). Aresztowany bez prokuratorskiego nakazu, został skazany na karę jednego roku więzienia, w którym spędził rok i 18 dni. Po wyjściu na wolność był kwatermistrzem Dowództwa Okręgu Wojskowego nr V w Krakowie.

W swoich wspomnieniach opisał pobyt w kieleckim więzieniu. Najpierw przebywał w celi tzw. „przejściówce”:

„Dnia 10 lutego 1950 roku, zostałem przetransportowany wraz z paru innymi więźniami z aresztu bezpieki do kieleckiego więzienia przy ul. Zamkowej. Trafiłem na oddział III do celi tzw. Przejściówki. Była to duża lecz ponura cela na parterze w prawym skrzydle, w której zbierano aresztowanych przywożonych z zewnątrz więzienia. W takiej celi siedziała się krótko. Po jej zapełnieniu, celę ,,rozbijano”, przenosząc więźniów do różnych cel według segregacji dokonywanej w zależności od przypisywanych więźniom paragrafów, to znaczy wg. zakwalifikowanych przestępstw.”

Następnie przeniesiono go do właściwej celi. Pierwszy krok w celi też należało zrobić we właściwy sposób:

„Robiąc krok do drzwi – stałem obok drzwi – kątem oka dostrzegłem padający wewnątrz przy drzwiach celi czysty biały ręcznik. Zawahałem się tylko chwilę, po czym wchodząc do celi stanąłem na tym ręczniku i parokrotnie nie śpiesząc się wycierałem o niego buty. Znałem z opowiadań Winka ten zwyczaj, stosowany w wielu więzieniach, dla rozpoznania wchodzącego, jeśli wchodził żółtodziób, maminsynek – pierwszy raz siedzący, to skrzętnie omijał czysty biały ręcznik, by go czasem nie ubrudzić. Gdy wchodził stary więzień, obeznany już ze zwyczajami więziennymi czyli “swój chłop”, to właśnie w ten ręcznik wycierał nogi.Ale rzucenie tego ręcznika pod nogi wchodzącego, dla nowego więźnia przekraczającego próg celi, przynosiło także wiele informacji. Po pierwsze świadczyło o tym, że w celi przynajmniej część siedzących, to “starzy” więźniowie. A starzy więźniowie to na ogół pewni ludzie a nie kapusie. Świadczyło to także o tym, że cela ma kontakty z innymi celami i wie że ,,przejściówka” została rozbita, cela wie co dzieje się na korytarzu. I wreszcie trzecia wiadomość, że w celi znajdują się również więźniowie kryminalni. Mogą więc w celi być antagonizmy między więźniami. Wśród więźniów politycznych na ogół antagonizmów nie ma. Po miesiącach pobytu w celi Nr.12, przeniesiono mnie do celi Nr. 3. Te przenoszenia więźniów to była metoda mająca z jednej strony z cel względy bezpieczeństwa, z drugiej zaś potęgowanie nastroju niepewności.”

Więźniowie potrafili także komunikować się między sobą:

„Były tu dwie metody wystukiwania tzw. telegrafu więziennego. Wystukiwanie alfabetem Morse’a. Tego alfabetu używali głównie harcerze i członkowie Szarych Szeregów, siedzący w więzieniu, starsza młodzież szkolna ale także ci inni którzy znali ten alfabet. Druga metoda typowo więzienna, oparte o pięcioskładowy system, liter normalnego alfabetu. Np. litera g to dwa stuki /drugi rząd/ i przerwa potem nowe dwa stuki /druga litera drugiego rzędu/. Kropka to szybkie kolejne stuki kilkakrotne.

Znałem alfabet Morse’a, a drugiego nauczyłem się w ciągu jednego dnia. Toczyłem w ten sposób długie rozmowy z sąsiednimi celami. Było to zajęcie trochę niebezpieczne. Za wystukiwanie szło się do karceru na twarde łoże / na beton/, na długie trzy dni. Siedziałem w takiej celi na Oddziale I – cela bez nurami, siedziałem z czterema współwięźniami przez długie trzy tygodnie.”

Niestety warunki higieniczne w więzieniu były ciężkie. Są to stare budynki, XVIII-wieczne, a więc nie było tu toalet:

„W rogu celi stał kibel. Żelazne duże wiadro – rodzaj beczki za zasłoną – dla załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych. Było to wiadro z pokrywą, której brzegi wchodziły w rowek napełniony wodą w górnej krawędzi tego wiadra. Stanowiło to szczelną izolację. Wie było nic czuć.

W innym rogu na dzień układało się sienniki. Cela nie miała żadnych łóżek czy pryczy do spania. Spało się na rozłożonych siennikach w których słoma była zmieniana raz na rok lub raz na dwa lata. W siennikach była już właściwie sieczka. Ale spało się na tym dobrze, przykrywając się więziennym kocem. Na dzień zbierało się sienniki i składając na pół układało się je w kostkę, przykrywaną kocami. Kostka była równiutka, specjalnie profilowana przez dyżurnego. Po zamieceniu celi było schludnie i czysto.

Jako nowy w celi zaczynałem spanie od kibla, to znaczy że każdy nowo przychodzący do celi musiał kłaść się w najgorszym miejscu, najbliżej kibla. Było to zwyczajowe prawo więzienne. Nie mógł go zmienić nawet starszy celi. Po wyniesieniu ławek z odzieżą i butami na korytarz, tak na wszelki wypadek by ktoś nie uciekł, układano się do snu. Odzież na ławce musiała być. ułożona równo w kostkę. Czasem wynosiło się parę razy aż oddziałowy strażnik, uznał, że dobrze ułożono.”

W tych murach wykonywano także wyroki śmierci na więźniach politycznych:

„Plutonowy „Kaczka” spełniał w więzieniu podwójną rolę. Był sanitariuszem, ale również jako sanitariusz pod pozorem wizyty u lekarza czy badań, wywabiał z celi skazanych na karę śmierci, celem wykonania tego wyroku. Wywoływał skazanego rzekomo do lekarza, a gdy ten wyszedł z celi – łapali go strażnicy więzienni, kneblowali usta, wiązali ręce i prowadzili pod szpital do piwnicy, gdzie w latach 1947- 1953 wieszano skazanych. W piwnicy, która była zbyt niska, pod kółkiem żelaznym u sufitu gdzie przeciągano stryczek wykopany był dół w którym ustawiano taboret do wyszarpywania spod nóg skazanego.”

Poza torturami fizycznymi, męczono także więźniów psychicznie. Jedną z form upodlenia było zamknięcie w tej samej celi nie tylko z kryminalistami, ale także często z Niemcami. Oto w jednym pomieszczeniu przetrzymywano partyzanta AK, który walczył o Polskę podczas wojny i Niemca, który mordował Polaków.

„Słuchałem nawet z zainteresowaniem. Ale myślałem o czym innym. Jakiś ty głupi – myślałem. Ty mi tu wsadzasz mitomanię stalinowską, powołujesz się na ideały socjalizmu. Co ty wiesz o socjalizmie? Hasła i slogany. Ty mówisz o ideałach, a tu w kieleckim więzieniu o parę metrów od ciebie, siedzi przynajmniej połowa ludzi, których jedyną winą było to że byli Polakami. I tych trzymacie razem z szumowiną niemiecką, łajdakami wszelkiej maści i autoramentu, ze złodziejami.”

Agnieszka Ziętal

Na podstawie: Z. Jędrzejkiewicz, Dziennik z lat 1945-1950, Fundacja Ośrodek Karta, PL_1001_AW_II_3441