17 maja 1950 r. w kieleckim więzieniu bez wyroku sądowego został zamordowany Józef Chmielewski ps. „Aleksander”, pochodzący z Pińczowa żołnierz NSZ, zastępca szefa działu politycznego V Okręgu NSZ.
W czasie wojny prowadził komplety tajnego nauczania na poziomie szkoły średniej. Działał w konspiracji ruchu narodowego, pełnił funkcję oficera oświatowego Brygady Świętokrzyskiej. Redagował także pismo brygady „ W marszu i w boju”.
Po wojnie pozostał w kraju i kierował propagandą Okręgu Kieleckiego NSZ. W 1945 roku został na krótko aresztowany. W grudniu wyjechał wraz z kilkoma osobami do amerykańskiej strefy okupacyjnej, z której powrócił w styczniu 1946 r. Ponownie aresztowany, siedział w warszawskim więzieniu na Mokotowie. Miał dwie rozprawy sądowe. Druga była wniesiona przez prokuratora jako rewizja do procesu. Z więzienia wyszedł 2 lipca 1947 roku na mocy amnestii.
Jesienią 1947 r. został przyjęty na trzeci rok studiów Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Równocześnie kontynuował przedwojenne studia na SGH w Warszawie. Udzielał się w organizacjach studenckich. Po raz trzeci został aresztowany prawdopodobnie w sierpniu 1949 r. Siedział w więzieniu w Kielcach bez wyroku sądowego.
Świadkiem ostatniej drogi Józefa Chmielewskiego był więzień Zdzisław Jędrzejkiewicz, który opisał to wydarzenie: „Był dzień 17 maja 1950 r. w południe. Przypadek zrządził, że stojąc przy oknie, odchyliłem róg blachy zasłaniającej okno. Z oddziału III-ego wyszedł mjr Józef Chmielewski ps. „Aleksander” z Narodowych Sił Zbrojnych. Widywałem go w Kielcach w 1944 roku. (…)
Na III oddziale był przez szereg tygodni przesłuchiwany przez kpt. Edmunda Kwaska naczelnika Wydziału Śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach. Siedział tam w tzw. psiej budzie to jest w karcerze w celi, która służyła oprawcom z WUBP do przesłuchań. (…) Dzień był pogodny, słoneczny, ciepły. Mjr Józef Chmielewski zdjął marynarkę, niósł ją w lewej ręce. Szedł w koszuli. Rozglądał się, był rześki. Nie wyglądał na chorego. Parę sekund później, wyszedł za nim z oddziału III-ego kpt. Edmund Kwasek. Plut. „Kaczka” prowadził Józefa Chmielewskiego do budynku szpitala więziennego, w którym było także wejście do karcerów (schody w prawo w dół) i przejście do piwnicy gdzie wieszano skazanych. Przy wejściu do budynku szpitalnego, stał por. Wacław Ziółek i „Spec” zastępca naczelnika więzienia ds. wychowawczych (politycznych). Mjr Józef Chmielewski z „Kaczką”, a za nim kpt. Edmund Kwasek, por. Wacław Ziółek i „Spec” weszli w drzwi budynku szpitalnego. Charakterystyczne było przy tym, że w wejściu chwilę się zatrzymali z półobrotem w prawo, co było oznaką, że wchodzą w dół do karcerów. Schody w dół do karcerów były zaraz za drzwiami wejściowymi i gdy odprowadzano więźniów do karcerów, zawsze obserwowaliśmy tą krótką chwilę zatrzymania.
18 maja 1950 r. stukaniem przez ścianę alfabetem „5 x 5”podano nam w celi, że mjr Józef Chmielewski nie żyje, że został zamordowany. Wiadomość tą potwierdził przy kolacji „kalifaktor” (więzień funkcyjny) Parcheta, korzystając z nieuwagi oddziałowego, gdy nalewał mi w drzwiach kaszę do miski. Następnego dnia plut. „Kaczka” rozpowiadał, że Józef Chmielewski zmarł na zapalenie płuc. Takie świadectwo zgonu wydał lekarz dr Balicki.”
22 maja 1950 r. Zofia Chmielewska otrzymała zawiadomienie o śmierci brata. W akcie zgonu było napisane, że zmarł na zapalenie płuc, dzięki temu mogła ekshumować ciało z kieleckiego cmentarza na Piaskach. Przy ekshumacji siostra widziała wokół szyi Józefa mocną, ciemną pręgę. Józef Chmielewski został pochowany na cmentarzu w Pińczowie. Sprawcy mordu nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.