„Uważam, że nasz naród, który nie chce pamiętać o tradycji i zapomina o przodkach, schodzi na psy”. Tak napisał w swoim pamiętniku w roku 1976, Michał Jaśnikowski.
Michał Jaśnikowski pisał pamiętnik „dla swoich prawnuków” . Chłopak z Kresów, lubelski kupiec, którego syn został znanym kieleckim lekarzem, a córka, absolwentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego znalazła w Kielcach pracę, choć nikt nigdzie nie chciał jej wcześniej zatrudnić opisał w nim swoje życie, niełatwe, pracowite i uczciwe. Pamiętnik spisywany w szkolnych zeszytach, powielony w kilku egzemplarzach maszynopis krążył po rodzinie. Potem wnuczka Michała Jaśnikowskiego – Renata Głasek – Kęska postanowiła wspólnie z mamą i braćmi wydać pamiętnik dziadka, który w prostych słowach i szczerych, mądrych ocenach zdołał utrwalić czas.
„Urodziłem się 5 lipca 1894 roku we wsi Majdan Średni, leżącej w powiecie Nadwórna w województwie stanisławowskim…” – tak zaczął swoją opowieść Michał Jaśnikowski. Jego ojciec miał cztery morgi gruntu – nieco ponad dwa hektary i uchodził za bogatego gospodarza. Siła pamiętników Michała Jaśnikowskiego tkwi w szczególe. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się, jak ubierali się ludzie, co jedli w dzień powszedni. Sagan kaszy, kapusty, albo krupniku lub barszczu stał otulony gałaganami w piecu chlebowym, żeby jedzenie cały dzień było ciepłe, w bogatych domach wyliczano po trzy duże pierogi dla dorosłego i po dwa dla dzieci, a z oszczędności gotowano tyle tylko ile było osób w rodzinie.
Pierwsza strona pamiętnika
Autor pamiętników miał czternaście lat, gdy wyruszył do pracy w kopalni. Skłamał, że ma szesnaście. Opisuje z dokładnością zauroczenie chłopca z kresów wielkim światem. Gdy wrócił z kopalni, była wojna, pobór do austriackiej armii, starcia z Rosjanami. Nie wielkie kampanie, ale zwykłe żołnierskie boje w okopach. Michał Jaśnikowski tylko z własnej perspektywy opisuje niewolę, rosyjską rewolucję, wkroczenie Niemców, kontakt z konspiracyjną organizacją niepodległościową, powstanie wolnej Polski, pracę w szpitalnym magazynie w Lublinie.
Gdy skończyła się wojna i praca w wojsku, Michał Jaśnikowski postanowił, że rodzinę utrzyma z handlu. Kupił za pożyczone pieniądze sklepik 2,5 na 4 metry i zaczął w nim sprzedawać. Było biednie, potem lepiej. Miał czworo dzieci, gdy żona zachorowała i trafiła do szpitala. Musiał zająć się sklepem, dziećmi i budową domu. Szybko minęło dwadzieścia lat w wolnej Polsce, przyszły ciężkie lata okupacji, wysiedlenie z domu, bo Niemcy urządzili tam getto i wysiedlili Polaków, tułaczka, walka o byt. W 1947 roku syn Michała, Stanisław Jaśnikowski żeni się w Kielcach z Krystyną Pińczewską. Ojciec jest szczęśliwy, bo syn studiuje medycynę, a jego żona stomatologię. Po studiach oboje trafiają do Kielc.
Marianna i Michał Jaśnikowscy
Po wojnie udało się z trudem otworzyć sklep, ale nie na długo. Trzeba było go zamknąć, bo władza dusi prywatna inicjatywę podatkami, Michał Jaśnikowski podejmuje pracę w budownictwie. Jego córka Irena kończy Katolicki Uniwersytet Lubelski. Nie może znaleźć pracy. W końcu brat Stanisław załatwia jej pracę w Technikum Mechanicznym, gdzie uczy polskiego.
Michał Jaśnikowski nigdy na swój los się nie skarży, choć życie ma niełatwe. Przyjmuje ciosy z pokorą i zrozumieniem. Wie, że trudności trzeba pokonywać. Docenia to, do jakiej pozycji doszedł startując z pozycji chłopskiego syna, urodzonego pod koniec XIX wieku na południowo-wschodnich Kresach Rzeczpospolitej. Jest dumny z pozycji, jaka osiągnęły jego dzieci i wnuki. Choć współczesny świat nie zawsze mu się podoba, ocenia go rzetelnie i uczciwie, trzymając się prawd najprostszych: żyj uczciwie, pracuj, nie krzywdź innych.
Jego zapiski to uczciwe świadectwo czasów, w których przyszło mu żyć.
Marek Maciągowski