Zmarła pani Pela – Pelagia Barwicka. Miała 102 lata. Skromna, spokojna, życzliwa ludziom. Nie lubiła mówić o wojnie, bo ta odcisnęła tragiczne piętno na życiu jej rodziny, choć była prawdziwym żołnierzem Armii Krajowej. Prawdziwym, bo choć przysięgę złożyła 1 stycznia 1943 roku i przez całą wojnę była łącznikiem Wojskowej Służby Kobiet, nigdy nie przypisywała sobie żadnych zasług. Wolała mówić o swoich braciach, Stanisławie, który zginął w 1939 roku pod Ołtarzewem, Stefanie – partyzancie „Wybranieckich” i Henryku, najmłodszym, który rwał się do partyzantki, uciekł z domu, był w oddziale „Narbutta”, potem u „Ponurego” i „Barabasza”. W jej opowieściach bohaterami byli chłopcy ze Wzdołu, walczący z Niemcami o wolną Polskę, ona przecież tylko im pomagała.
Pochodziła ze Wzdołu w rodzinie Fąfarów. Po szkole powszechnej zaczęła się uczyć krawiectwa w Skarżysku. Bracia byli elewami w orkiestrze 4 Pułku Piechoty Legionów w Kielcach. Wojna zabrała jej młodość. Na długo zostało jej wspomnienie gdy codziennie biegła na dworzec w Skarżysku wypatrując pociągu, którym miała nadzieję zobaczyć braci jadących na front. Nie zobaczyła ich wtedy. Dopiero później rodzina dowiedziała się, że Stanisław zginął, a Stefan uciekł ze szpitala dla jeńców wojennych w Działdowie i szedł do domu w Górach Świętokrzyskich pieszo.
Pela dostała nakaz pracy w w fabryce amunicji w Skarżysku-Kamiennej. Sortowała amunicję. Gdy zaczęły się wywózki pracownic do fabryki Hasagu w Lipsku, nie poszła do pracy wróciła do Wzdołu, zarabiała na życie szyciem.
We Wzdole związała się z konspiracją. Wielu chłopców było już wtedy w lesie. Gdy złożyła przysięgę, była szczęśliwa, że jej zaufano. Dostała pseudonim „Emilia”. Zajęła się pracą konspiracyjną: werbowaniem kobiet, organizowaniem Wojskowej Służby Kobiet, przygotowaniem lokali dla partyzantów, schronienia i leczenia dla chorych.
W kwietniu 1943 roku przeżyła pacyfikację Wzdołu. Żandarmi z Końskich dokonali bestialskiego mordu 21 osób. Była to pierwsza masowa pacyfikacja w Górach Świętokrzyskich, zemsta Niemców za współpracę mieszkańców z partyzantką.
Ona sama cudem uniknęła śmierci. Poszukiwana przez Arbeitsamt do przymusowej pracy ukrywała się. Po jednej z wizyt żandarmów we Wzdole, którzy ciągle szukali tu partyzantów i broni została zabrana na posterunek do Świętej Katarzyny. Przesłuchiwał ją codziennie elegancki oficer. Wtedy nie wiedziała, że jest to osławiony kat Gór Świętokrzyskich – komendant Albert Szuster. Wiedziała tylko, że nikt ze złapanych przez żandarmów nie wraca. Czekała na śmierć. Szuster pytał ją o partyzantów, o braci. Tłumacz podpowiedział jej by mówiła, że nic nie wie, ze bracia wyjechali do roboty do Niemiec.
Po czterech dniach jeden z żandarmów wezwał ją do Schustera, a ten powiedział, że jest wolna. Nie uwierzyła. Codziennie widziała obok kapliczki ciała zamordowanych przez żandarmów Poszła prosto do klasztoru z płaczem. Modliła się. Wtedy jedna z sióstr powiedziała, że siostry codziennie odprawiały za nią mszę świętą. Pani Pela wierzyła, ze było to jej cudowne ocalenie.
Po zakończeniu wojny przyjechała do Kielc. Kolega z Suchedniowa, żołnierz Batalionów Chłopskich przyjął ją do pracy w Powiatowym Związku Samopomoc Chłopska w Kielcach. Później krótko pracowała w Banku Komunalnym, a po jego likwidacji w Banku Narodowym. Wyszła za mąż. Stanisław Barwicki, też pochodził ze Wzdołu, również pracował w Powiatowym Związku Samopomocy Chłopskiej jako specjalista w zakresie obsługi rolnictwa i też był żołnierzem Armii Krajowej. Został aresztowany. Chociaż świadkowie zeznawali, że nie prowadził antypaństwowej działalności, skazano go na dwa lata więzienia. W więzieniu dowiedział się o narodzinach drugiego syna. To były trudne lata. Pani Pela została z dziećmi sama, mąż dopiero w 1953 r. na skutek amnestii mógł wyjść na wolność.
Pani Pela mówiła, że o tych, którzy walczyli i ginęli zawsze trzeba pamiętać. Gdy przeszła na emeryturę poświęciła się społecznej pracy w Stowarzyszeniu Ochrony Dziedzictwa Narodowego i Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej, w którym przez ponad dwadzieścia lat była prezesem koła 4 Pułku Piechoty Legionów AK, a potem jego prezesem honorowym. Nikt nie policzył ile uroczystości kombatanckich zorganizowała, w ilu brała udział. Ilu koleżankom i kolegom pomagała, gdy sama miała siły.
Za poświęcenie w walce i pracę społeczną na rzecz środowiska kombatantów wielokrotnie była odznaczana i wyróżniania między innymi Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Armii Krajowej, Medalem Wojska Polskiego, Medalem Zwycięstwa i Wolności, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Pozostanie o niej dobra pamięć.
Marek Maciągowski