Słowiński Józef

 

Zamkowej nie mogę zapomnieć

Przez siedemdziesiąt lat Józef Słowiński nie mógł spokojnie przejść ulicą Zamkową. Kiedy szedł z żoną z katedry odwracał głowę od ponurych murów więzienia. Dopiero niedawno zdecydował się wejść na dawny dziedziniec i do celi, w której omal niemal nie stracił życia.

Urodził się w 1924 r. Przed wojną zdążył ukończyć dwie klasy gimnazjum. W czerwcu 1942 r., wraz z innymi chłopakami z Zagórza, żołnierzami Armii Krajowej placówki „Mosty”, złożył przysięgę wojskowa, którą odebrał por. Bolesław Kamiński „Grzmot”, późniejszy adiutant dowódcy 4 ppleg. Dostał pseudonim „Słowik”W marcu 1943, jak inni jego koledzy dostał nakaz przymusowej pracy w obozie Baudienstu, zlokalizowanym przy ul. Wschodniej (dziś Żeromskiego). W dwóch domach skoszarowano około 400 młodych mężczyzny wykorzystywanych do tłuczenia kamienia pod tory kolejowej. W kamieniołomach od 7 rano do wieczora, każdy musiał utłuc 4 tony kamienia. Ucieczka z obozu groziła śmiercią.

W nocy z 13 na 14 stycznia z magazynów obozu zniknęła żywność i odzież. Powędrowała do partyzantów w lasach Cisowskich Akcję przeprowadzili członkowie konspiracji z Zagórza i okolic. Klucze do magazynów miał wtedy szef kuchni Władysław Fąfara. Józef Słowiński z kolegami musieli uciekać z obozu. Pobiegł do domu, ale tu wkrótce pojawiło się gestapo. Pobity do nieprzytomności ocknął się dopiero w celi na Zamkowej.

Pamięta celę, w której spali na ziemi i przesłuchania.
– Brano nas po czterech. Trzech przywiązywali do ściany, a trzeciego kładli przez i tłukli do nieprzytomności. Po polsku jeden krzyczał – mów, bo będziesz zaraz tak leżał.I zaraz brali następnego. Tak co dwa, trzy dni. Wybili mi zęby, byłem cały opuchnięty. Pamiętam tylko jak brali mnie na przesłuchanie, a potem budziłem się pobity w celi. Gdy dotknąłem się do pośladków na rękach miałem krew i własne ciało…. Ze szwagrem Władkiem Fąfarą nie mogliśmy się poznać tak byliśmy spuchnięci. Tego bicia nie mogę zapomnieć do dziś.

Po miesiącu przesłuchań Józef Słowiński został przewieziony do karnego obozu Baudienstu w Jedlni. Pracował z nogami skutymi kajdanami. Od strażnika będącego w konspiracji dowiedział się po jakimś czasie, że ma być wywieziony do Gross Rosen i musi uciekać. Niedługo potem został rozkuty i pracował bez kajdanów na stolarni. Na zmianie znajomego strażnika uciekł, słysząc nad głową strzały w powietrze. Był 30 sierpnia 1944 r.
Ludzie w jakiejś wsi dali mu ubranie. Po kilku dniach doszedł do Kielc. Z kolegami z placówki trafił do lasu, ale wkrótce weszli Rosjanie. Dostał jak inni powołanie do wojska. Miał dwie klasy gimnazjum więc po szybkim kursie oficerskim został podporucznikiem. Z 9 pułkiem piechoty doszedł aż do Berlina.

Po wojnie wrócił do Kielc. Zrobił dyplom zegarmistrzowski u mistrza Stanisława Porębskiego, który potem miał swój zakład w Warszawie. Pracował w spółdzielni „Precyzja”, w „Jubilerze”, apotem długo, przez ponad 20 lat, prowadził zakład zegarmistrzowski w Spółdzielni Inwalidów.
– Bałem się tego miejsca całe życie. Ale chciałem opowiedzieć młodym ludziom, co przeżyłem. Oni tu poznają historię. A to co się tu działo, to prawdziwa historia. Trzeba ją przekazać. Dlatego tu przyszedłem – mówi Józef Słowiński.

Marek Maciągowski

Ośrodek Myśli Patriotycznej o Obywatelskiej gromadzi informacje, wspomnienia i zdjęcia osób, które były więźniami kieleckiego więzienia przy ulicy Zamkowej. Osoby chcące podzielić się lub dysponujące wspomnieniami proszone są o kontakt pod nr tel. 41 36 76 801