Zmarła Józefa Stefanowska “Poranek”

Wczoraj zmarła ppor. Józefa Stefanowska ps. “Poranek”, ostatni żołnierz Zgrupowania Partyzanckiego AK “Ponurego”.

“Poranek” od „Ponurego”

O swoim dowódcy mówiła:

– Był bardzo zdecydowany, ostry, wybuchowy. Gdy miał powód, grzmiał na cały las. Ale nie z tego powodu miał respekt i szacunek. Po prostu wszyscy wiedzieli, że to właśnie on powinien być dowódcą.

Do oddziału trafiła, gdy zginął w sierpniu 1943 r. jej brat, porucznik Władysław Stefanowski „Oset””, wracający z akcji do zgrupowania wpadł w rejonie gajówki Dalejów w niemiecką zasadzkę. Do rodziców list z wiadomością o śmierci syna osobiście napisał „Ponury”.

– Gdy przyszłam do oddziału zastanawiali się jaki mi dać pseudonim. Ktoś powiedział, że taka ładna młoda dziewczyna, jest dla nich jak letni poranek. I tak zostało. „Ponury” wziął mnie do plutonu ochrony. Ale wszyscy wiedzieli, że jestem siostrą „Oseta”. Po bracie miałam mir i szacunek – mówiła mi dr. Stefanowska.

Stała zawsze obok ‘’Ponurego”. Partyzancki los nie był łatwy. Czasem przez trzy dni nie było co jeść. 7 października 1943 r., była w obstawie głęboko utajnionego spotkania “Ponurego” z inżynierem “Korebką” i płk. Fieldorfem “Nilem” szefem Kedywu KG AK w młynie Cioka koło Skarżyska. Przeżyła wtedy atak grupy pościgowej gestapo.

Pod koniec października 1943 roku w czasie kolejnej niemieckiej obławy na Wykusie została ciężko ranna. Z pola walki wyciągnął ją Marian Wikło z Suchedniowa.

– Koledzy prowadzili i nieśli mnie przez całą noc do Wzdołu do państwa Olszewskich. Ich córki bardzo o mnie zabiegały, pielęgnowały mnie. Miałam przestrzelone płuco i było ze mną coraz gorzej. Nie mogłam oddychać – wspominała.

„Ponury” zorganizował jej miejsce w szpitalu Dzieciątka Jezus i transport do Warszawy. Do Warszawy zawiózł ją porucznik „Motor” – Jan Wojnowski. Nikt nie wiedział wówczas, że współpracował z Niemcami. Jej nie zdradził.

 Przeszła osiem operacji. Dzień przed powstaniem przyszli do niej chłopcy i bez pytania o zgodę zabrali ją ze szpitala.

Przeżyła pod Warszawą. Do domu wróciła po powstaniu.

Postanowiła, że zostanie lekarzem, chociaż matka chciała, żeby została krawcową.

– Znienawidziłam krawiectwo od czasu gdy trzeba było przyszyć kilkaset guzików do partyzanckich koszul.

W 1946 roku pojechała do Łodzi, zamieszkała u znajomych ze Skarżyska, znalazła pracę i całe studia zarabiała na siebie.

Skończyła studia w 1951 roku. Została jednym z pierwszych w Polsce anestezjologów. Pracowała na etacie w jednym szpitalu, przez pół wieku, ale była przy operacjach we wszystkich, bo wszędzie jej potrzebowali. Później wykształciła następców.

Doktor Stefanowska mówiła, że warto dbać o siebie. Zawsze mówiła, że lat ma tyle na ile się czuje.

Miała 97 lat.

Marek Maciągowski