Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej

11 lipca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.  Święto obchodzone corocznie poświęcone pamięci ofiar rzezi wołyńskiej i innych na polskich mieszkańcach Kresów Wschodnich dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich w czasie II wojny światowej, zostało ustanowione na mocy uchwały Sejmu z dnia 22 lipca 2016 roku.

Sprawcami ludobójstwa na Wołyniu byli członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, podporządkowana jej Ukraińska Powstańcza Armia oraz wrogo nastawiona do Polaków część ludności ukraińskiej. Pierwszego masowego mordu dokonano  9 lutego 1943 r. we wsi Parośla. Zginęło wtedy 173 osoby. Najwięcej  aktów zbrodni dokonano jednak w lipcu 1943r. Zamordowano wtedy ok. 11 tysięcy Polaków. 11 lipca został nazwany „krwawą niedzielą”, zmasowane mordy zaczęto już o 3.00. UPA wykorzystując fakt gromadzenia się w kościołach, zabijała ludzi w świątyniach. Łącznie zbrodni na Polakach dokonano w 1865 miejscach na Wołyniu, a zginęło wówczas ok. 60 tys. osób. Określenie zbrodnia wołyńska dotyczy także masowych mordów na terenach byłych województw: lwowskiego, tarnopolskiego, stanisławowskiego, lubelskiego i poleskiego. Na wszystkich tych terenach zginęło ok. 100 tys. Polaków. Zbrodnie te dokonywane były w sposób niebywale okrutny: palono żywcem, używano siekier i wideł, torturowana przed śmiercią, gwałcono kobiety, a także ze szczególną brutalnością mordowano małe dzieci.

Włodzimierz Sławosz Dębski ps. „Jarema” źródło: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/wlodzimierz-slawosz-debski-ps-jarema-1922-1999/

 

Jednym z tych, którzy bohatersko bronili polskiego  kościoła 11 lipca 1943 roku był Sławosz Dębski, późniejszy dyrektor szkoły muzycznej w Kielcach. Naprawdę nazywał się Włodzimierz Sławosz Dębski, ale pierwszego imienia rzadko używał. Rodzina Dębskich lubiła i nadal lubi tradycyjne polskie imiona, ale podczas rejestracji Sławosza w urzędzie jego ojciec został zmuszony przez urzędnika do nadania bardziej tradycyjnego imienia. Urodził się we Lwowie w 1922. Jego ojciec, Leopold Dębski był lekarzem, weteranem wojny polsko-bolszewickiej, a matka Anisja pielęgniarką w szpitalu Włodzimierskim. Rodzina w roku 1926 przeprowadziła się do Kisielina, gdzie Leopold prowadził praktykę lekarską. Młody Włodzimierz Dębski maturę zdał w roku szkolnym 1938/1939. Planował dalszą edukację, którą przerwał jednak wybuch wojny. Wrócił do Kisielina i rozpoczął pracę w szkole. Jednak po wkroczeniu do miasta wojsk niemieckich, szkołę zamknięto, a Dębskiego skierowano do pracy w urzędzie. Jednak w 1942 roku został zwolniony. Aby uniknąć wywózki do Niemiec, pracował fizycznie przy melioracji łąk nad Stochodem. Zaangażował się także w działalność konspiracyjną. Na wiosnę 1943 roku Włodzimierz Dębski został zastępcą dowódcy odcinka Kisielińskiego AK, przybierając pseudonim „Jarema”.

 

Ruiny kościoła w Kisielinie źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zbrodnia_w_Kisielinie#/media/Plik:Kisielin_kosciol.jpg

 

11 lipca 1943 roku, jak wielu Polaków, udał się do kościoła na mszę św. Świątynia w Kisielinie została otoczona przez UPA. 85 osób, które zdecydowały się po wezwaniu Ukraińców, wyjść, zginęło na miejscu. Niektórzy schronili się na strychu kościoła i plebani. Wśród nich był Sławosz Dębski i jego brat Jerzy, którzy z innymi Polakami przez kilkanaście godzin dzielnie odpierali ataki banderowców. Bojownicy UPA spróbowali podpalić plebanię, nie udało im się jednak wywołać pożaru. Wkrótce spadł deszcz, które uniemożliwił dalsze próby wzniecenia ognia. Sławosz Dębski został ranny w czasie tej walki w obie nogi. Został opatrzony przez Anielę Sławińską, której się wówczas oświadczył – oboje sądzili, że wkrótce zginą. Rodzice ukryli go w domu ukraińskich gospodarzy, Parfeniuków.  Mimo opieki, jego stan się pogarszał. Przewieziono go więc do szpitala w Łokaczach. Jednak jednej nogi nie udało się uratować. Chciał nadal działać w konspiracji, ale utrudniała mu to niepełnosprawność. Został więc oficerem informacyjnym w stopniu podchorążego. Stanowisko takie pełnił tez w  27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Gdy dywizja znalazła się w okrążeniu i płk Sztumberk-Rychter zadecydował o przebijaniu się na Polesie, Włodzimierz Dębski nie mógł wyruszyć ze swoim zgrupowaniem. Wrócił więc do Włodzimierza Wołyńskiego, gdzie jednak szybko znalazł się w grupie osób poszukiwanych przez Gestapo. Musiał uciekać z Wołynia na zachód. Dotarł do Lubartowa, gdzie doczekał wyzwolenia przez swój oddział.

Włodzimierz Sławosz Dębski w jesieni 1944 podjął pracę jako nauczyciel w Lipsku-Białowoli pod Zamościem. W tym mieście przypadkiem spotkał Anielę Sławińską, tę samą, której oświadczył się w czasie obrony kościoła w Kisielinie. Wkrótce potem wzięli ślub. Po wojnie ukończył studia na Wydziale Teorii w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Poznaniu. Pracował jako nauczyciel i dyrektor szkół muzycznych w Wałbrzychu, Kielcach i Lublinie. Był także wybitnym znawcą folkloru muzycznego wsi lubelskiej, jednym ze współorganizatorów Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Jako kompozytor pozostawił m.in. symfonie, suity, kantaty (Litania Świętokrzyska), Oratorium Wielkopostne, utwory instrumentalne, pieśni solowe i chóralne.

źródło: https://pismofolkowe.pl/artykul/od-wolynia-do-lublina-5681

 

Włodzimierz Sławosz Dębski kilkakrotnie odwiedził rodzinny Kisielin, „miał tam osobistą sprawę”. Chciał poznać okoliczności śmierci swoich rodziców, których ostatni raz widział w lipcu 1943 roku. Syn Sławosza, Krzesimir Dębski tak wspominał ojca i jego pamięć o Wołyniu: Mój ojciec był właściwie emigrantem wewnętrznym. PRL było miejscem, w którym żył, ale nigdy nie traktował go jako czegoś własnego. Czymś własnym był Wołyń. Nazwę tę usłyszałem we wczesnym dzieciństwie i potem towarzyszyła mi przez wszystkie lata, kiedy mieszkałem w domu rodziców. Rodzinną historię poznałem wcześnie, kiedy byłem małym chłopcem.

Pamiętam wizyty kolegów-partyzantów u ojca. Nie ukrywali przede mną tematów swych rozmów, nie kazali wychodzić do innego pokoju. Siedziałem przy stole i słuchałem. Moi rodzice przez wszystkie te lata żyli Wołyniem. Mały impuls powodował, że natychmiast ożywały wspomnienia. Kiedy na stole pojawiały się wiśnie, ojciec mówił do mamy: “na Wołyniu były najsmaczniejsze wiśnie, pamiętasz?”.

Rodzice przez wiele lat czuli żal. Właśnie żal, a nie nienawiść. Żal, bo to, co się stało, było dla nich całkowitym zaskoczeniem. Nie potrafili tego zrozumieć, wyjaśnić. Znali tych ludzi, pomagali sobie wzajemnie, przed wojną nie było żadnej wrogości. Aż przyszli Sowieci, potem Niemcy, i wszystko się zaczęło. (źródło: https://www.nawolyniu.pl/artykuly/kisielin.htm)

Sławosz Dębski zmarł 21 września 1998 w Lublinie. Ojciec kompozytora Krzesimira Dębskiego i dziadek Radzimira Dębskiego.