Historia rodziny Ulmów to opowieść o zwykłej polskiej rodzinie, jakich wiele żyło w okresie II wojny światowej, ale która stała się jednym z symboli polskiej pomocy Żydom w czasie Holocaustu.
Wiktoria i Józef Ulmowie byłi szczęśliwym małżeństwem, które na roli, pracą własnych rąk starało się utrzymać siebie i sześcioro swoich dzieci. Na wiosnę 1944 roku ich rodzina miała się powiększyć, bo Wiktoria była w dziewiątym miesiącu ciąży. Ich plany legły w gruzach o świcie 24 marca 1944 roku, kiedy do ich domu wtargnęli niemieccy żandarmi, a chwilę później rozległy się strzały…
Aby wyjaśnić sytuację, w jakiej znaleźli się Ulmowie musimy cofnąć się do początku września 1939 roku, kiedy do Polski wkroczyły hitlerowskie wojska okupacyjne i rozpoczęły się drastyczne rządy Niemców. Od początku nowa władza przystąpiła do eksterminacji ludności na okupowanych terenach, z czego pierwsza do unicestwienia została przeznaczona społeczność żydowska.
W listopadzie 1939 roku generalny gubernator na ziemiach polskich Hans Frank wydał rozporządzenie, w którym nakazano wszystkim Żydom nosić na prawym rękawie białą opaskę z gwiazdą Dawida. To był jednak dopiero tylko początek realizacji zbrodniczego planu, który miał dokonać się na wyznawcach religii mojżeszowej.
W październiku 1941 r. mieszkańcy Generalnego Gubernatorstwa, na rozwieszonych afiszach mogli przeczytać kolejne rozporządzenie, drastycznie pogłębiające środki prawno-administracyjne zmierzające do izolowania Żydów od społeczności polskiej. Nowe prawo brzmiało:
„Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim żydom świadomie dają kryjówkę. Podżegacze i pomocnicy podlegają tej samej karze jak sprawca. Czyn usiłowany karany będzie jak czyn dokonany”.
Krótki czas przed utworzeniem gett, był ostatnim momentem dla Żydów zamieszkujących miasta do ucieczki i próby ukrycia się. Wieś Markowa na ziemi przemyskiej, gdzie zamieszkiwali Ulmowie, nie była wyjątkiem, a jedynie jednym z tysięcy miejsc na prowincji, w których Żydzi szukali zwiększenia swoich szans na przeżycie wojny. Ale i na wsi nie było bezpiecznie. Regularnie przyjeżdżali na nie Niemcy i organizowali dosłowne polowania na Żydów.
Jakakolwiek pomoc ludności żydowskiej karana była śmiercią, mimo to wielu Polaków odważyło się dostarczać jej żywności czy fałszywe dokumenty. Inni ukrywali Żydów w swoich domach na wiele miesięcy. Jedną z takich rodzin byli właśnie Ulmowie. Wiktoria i Józef na strychu swojego niewielkiego domu dali schronienie dwóm żydowskim rodzinom: Saulowi Goldmanowi i jego czterem synom oraz Lei Didner z siostrą Gołdą Grunfeld wraz z córką.
Tej tajemnicy nie udało się ukryć do końca okupacji. Najprawdopodobniej na skutek donosu Włodzimierza Lesia, funkcjonariusza granatowej policji, kolaborującego z władzą okupacyjną, w nocy z 23 na 24 marca 1944 roku, pod domem Ulmów zjawiła się grupa złożona z pięciu niemieckich żandarmów i czterech lub sześciu granatowych policjantów, dowodzona przez szefa posterunku w Łańcucie porucznika Eilerta Diekena.
Tuż przed świtem żandarmi wraz z policjantami otoczyli gospodarstwo Ulmów. Furmanów pozostawiono na uboczu. Rozległo się kilka strzałów. Jako pierwsi zginęli, jeszcze podczas snu, dwaj bracia Goldmanowie oraz Gołda Grunfeld. Wtedy Niemcy wezwali powożących furmanki, aby patrzyli, jak dokonują mordu. To miało odstraszyć innych od pomocy Żydom. Wtedy zastrzelili kolejnego z braci Goldmanów i drugą z sióstr Leę wraz z małym dzieckiem, a na końcu pozostałych Goldmanów. Przed dom wyprowadzono Józefa z ciężarną żoną i tam rozstrzelano.
Wśród krzyków i płaczu, żandarmi zastanawiali się, co zrobić z szóstką żyjących dzieci. Po krótkiej naradzie Eilert Dieken wydał rozkaz, żeby ich również pozbawić życia. Jeden z furmanów zeznał później, że śmierci tych dzieci towarzyszył krzyk jednego ze strzelających żandarmów: „Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”. Przed domem i w chałupie pozostały zwłoki siedemnastu zamordowanych osób.
Marysia Ulma, córka Wiktorii i Józefa, rozstrzelana 24 marca 1944 roku
Po egzekucji Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów Niemcy rozpoczynają plądrowanie gospodarstwa. Wywożą garbowane skóry, cenniejsze meble, naczynia i ubrania. Przy zwłokach żydowskiej kobiety znajdą pudełeczko z pierścionkami i łańcuszkami. Jeden z żandarmów schowa je do kieszeni, mówiąc: „Tego mi było potrzeba”.
Porucznik Eilert Dieken. To on wydał rozkaz rozstrzelania rodziny Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów
Przypadek rodziny z Markowej jest tylko jednym z licznych przykładów niemieckich represji wobec Polaków, którzy ginęli z rąk okupanta w odwecie za pomoc Żydom.
Wiktorii i Józefowi Ulmom pośmiertnie przyznano Tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, najwyższe izraelskie odznaczenie cywilne nadawane nie-Żydom, przyznawane osobom i rodzinom, które z narażeniem własnego życia ratowały Żydów z Holocaustu w okresie II wojny światowej.
Szacuje się, że dzięki ofiarnej pomocy Polaków wojnę mogło przeżyć od 30 000 do 100 000 Żydów. Do dzisiaj Polacy stanowią również najliczniejszą grupę Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, co jest doniosłym świadectwem skali pomocy niesionej przez naród polski wobec społeczności żydowskiej na tle krajów całej Europy i daje prawo mieć poczucie dumy narodowej i satysfakcji płynącej z heroizmu i bohaterstwa poprzednich pokoleń, które potrafiły udowodnić, że nawet w obliczu największego zagrożenia możemy być zdolni uszanować prawa przyjaźni, oddać szacunek drugiemu człowiekowi, jego kulturze, inności i jego umiłowaniu do wolności.
Wojciech Wielgus