Wiesław Myśliwski jest najsłynniejszym żyjącym pisarzem związanym z regionem świętokrzyskim.
Urodził się 25 marca 1932 r. w Dwikozach koło Sandomierza. Ojciec, Julian Myśliwski, był oficerem, w 1920 r. brał udział w wojnie polsko–bolszewickiej, po demobilizacji został urzędnikiem. Pisarz wspominał:
Mało pamiętam ojca. Miałem 13 lat, gdy zmarł. Wcześniej chorował i pracował gdzie indziej – w Starachowicach.
My z matką w czasie wojny mieszkaliśmy u jej rodziców w Dwikozach, ojciec czasami przyjeżdżał na niedzielę. Zostały mi jakieś odpryski zdań i zdarzeń. Nieraz się zastanawiam, jakim był człowiekiem, i nie umiem sobie odpowiedzieć, moja pamięć o nim jest zbyt skąpa. Kiedy pracował w Starachowicach, to zawsze, gdy przyjeżdżał, w prezencie przywoził mi książkę. Niektóre z nich pamiętam do dziś. Rozczytał mnie tymi książkami. Matka, Marianna, była wychowanką Uniwersytetu Ludowego Zofii i Ignacego Solarzów w Szycach. W młodości aktywnie działała w Związku Młodzieży Wiejskiej “Wici”: Właściwie zostałem ukształtowany przez kobiety, nie przez mężczyzn. Trzy najważniejsze kobiety w moim życiu, które bardzo na mnie wpłynęły, to moja matka, siostra i żona. Matka była osobą niesłychanej żywotności. Była energiczna, zaradna. Inna kobieta w jej sytuacji by sobie nie poradziła, a ona mówiła: „Nie mam wam co dać, ale zrobię wszystko, żeby was wykształcić.
Gdy wybuchła wojna, matka zawiozła mnie do Dwikóz. Potem chcieliśmy wrócić do Starachowic, ale nie mieliśmy już poprzedniego mieszkania, zostało zajęte. Pamiętam wszystkie nasze mieszkania z tamtego czasu. Zmienialiśmy je cztery razy w czasie wojny. To nie były domy w takim sensie, w jakim teraz o tym mówisz. Wcześnie musiałem stać się samodzielny. Oczywiście czytałem w czasie tych peregrynacji. Jak przyjechałem do Starachowic, to też czytałem. Miałem o cztery lata starszego kolegę, który posiadał sporo książek, pożyczał mi je.
Po zakończeniu II wojny światowej Wiesław Myśliwski uczęszczał do gimnazjum i liceum ogólnokształcącego w Sandomierzu:
Wtedy mnie fascynował sport. No i film, oczywiście. Byłem wielkim kinomanem, chodziłem na każdy tytuł, jaki wyświetlano w Sandomierzu. Bywało nawet, że chodziłem na wszystkie seanse tych samych filmów. Puszczano mnóstwo rosyjskich produkcji, ale pojawiały się też i amerykańskie. Pamiętam taki muzyczny film, “Serenada w Dolinie Słońca”, w którym występowała świetna łyżwiarka Sonja Henie i wspaniała orkiestra Glenna Millera.
Mieszkałem na przemian to na wsi, to w mieście, więc nasyciłem się różnymi mowami ludzkimi. Cechy mojego języka stąd się wzięły. Najwięcej tej chłopskiej mowy nasłuchałem się do trzeciego roku życia i nieco później, gdy po śmierci ojca zamieszkaliśmy już na stałe na wsi. Kiedy poszedłem do szkoły średniej, na każdą niedzielę odwiedzałem matkę, która mi opowiadała, co się działo przez cały tydzień.
W gimnazjum poznał swoją przyszłą żonę – Wacławę. Poznałem ją, kiedy miała 16 lat. Miłość była naszym szaleństwem: Obydwoje uczyliśmy się dobrze i wszyscy profesorowie wiedzieli, że jak nas nie ma na ostatnich lekcjach – chodziliśmy do różnych klas – to na pewno poszliśmy do parku albo w Góry Pieprzowe. Darowali nam to.
To ona namówiła Myśliwskiego do studiów na polonistyce na KUL w Lublinie, gdy nie dostał się na budownictwo okrętów na Politechnice Gdańskiej, choć zdał egzaminy. Po studiach oboje otrzymali pracę w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej. Myśliwski pracował tam do 1976 r. jako asystent redaktora, redaktor, kierownik redakcji literatury współczesnej, zastępca redaktora naczelnego. W latach 1975–1999 był redaktorem naczelnym kwartalnika „Regiony”, a także dwutygodnika kulturalnego „Sycyna”. Jako redaktor pism związanych ze wsią poznał wiele unikatowych opowieści, baśni i legend wiejskich, którymi do dziś się inspiruje. Losy swoich chłopskich bohaterów wpisuje w uniwersalny kontekst dziejowych przemian.
W eseju „Kres kultury chłopskiej” Myśliwski pisał, że istnieją w kulturze chłopskiej trzy filary, na których się ona opierała. To pamięć, wyobraźnia i – na pierwszym miejscu – słowo. Właśnie rola monologu, osobniczej wypowiedzi, „gadania” do drugiego człowieka jest w całej jego twórczości niezwykle istotna:
Moją namiętnością nieomal jest śledzenie, jak ludzie mówią, nie to, co mówią, bo wydaje mi się, że to, co mówią, to wiem. To jest fascynujące. Nikt nie opowiada tematycznie, linearnie. Każdy mówi, jakby chciał naraz wszystko opowiedzieć, co mu przychodzi do głowy. A ileż w tych opowieściach języków. Chociaż komunikujemy się wspólnym językiem, każdy człowiek ma swój język…. Pisze się jakiś fragment i nie wie się, dlaczego. Ale takie fragmenty bywają najlepsze. Jakby to język sam je pisał, jakby język wiedział więcej, jakby był mądrzejszy od nas.
Tekst oparty na biogramie Wiesława Myśliwskiego z wystawy „Od Wincentego do Myśliwskiego”, OMPiO 2021.