Upiór w Kieleckim

Upiór, czyli chodzący/a po śmierci. Nazwany był na Kielecczyźnie strzygą, a współcześnie mówimy wampir. Gdy tylko pojawiała się niewyjaśniona zaraza lub pomór bydła, ludzie w pierwszej kolejności pędzili na cmentarz i szukali naruszonych grobów. Współczesna kultura przedstawia wampiry jako postaci żywiące się ludzką krwią. Tymczasem w ludowych wyobrażeniach upiory wcale tak często nie piły krwi.

Ksiądz Jan Bohomolec w dziele „Diabeł w swojej postaci z okazji pytania jeśli są upiory ukazany” pisał: że upiory „z grobów wychodzą, na domy nachodzą, ludzi duszą, pasowaniem się z niemi mordują, krew wysysają, na ołtarze łażą, świece łamią”.

Co ciekawe lekarstwem na zarazę miało być picie krwi upiora przez żywych. Król Stanisław August Poniatowski pisał w liście w czasie zarazy 1770 roku: ,,W Zaleszczykach, w Stanisławowie i Tyśmienicy więcej i gorszy rodzaj zarazy, przez szalone zabobony prostactwa, którzy zapowietrzonym trupom titulo upiorów zęby wyrywali i krew ich ssali.”

Ks. Władysław Siarkowski, XIX-wieczny etnograf badający Kielecczyznę w swych zapiskach dotyczących zwyczajów ludowych zanotował (przytoczył to także Oskar Kolberg): Jeżeli umarły straszy po śmierci i duch jego ukazuje się w domu, w takim razie osoba najbliższa z krewnych nieboszczyka powinna udać się z grabarzem na cmentarz, wyszukać grób, w którym złożono na wieczny spoczynek zwłoki nieboszczyka, obejrzeć dobrze mogiłę, czyli nie znajdzie się na niej jaki otwór lub szparka; jeśli tak, to szparkę tę należy zasypać makiem, a tym sposobem położy się koniec wszelakim strachom. Duch bowiem, aby się wydostać przez otworek, zmuszony będzie pozbierać ziarnka maku; praca tego rodzaju zabawi go do północy, tj. do czasu, w którym kury pieją, a duchy utracają, według wiary gminu, wolność swoją. Kolberg opisał także następny, bardziej drastyczny sposób: Chcąc się zabezpieczyć przed strzygą (tj. duchem nieboszczyka, który chodzi po śmierci i straszy) należy iść na cmentarz, odkopać grób, uciąć nieboszczykowi temu głowę, pod język włożyć piątkę srebrną i kawałek krzemienia, a następnie głowę położyć między nogami. Znane jest wiele źródeł od XVI do XIX wieku, w których opisano polowania na upiory na terenach dawnej Rzeczpospolitej.

Ks. Władysław Siarkowski

 

Nasz etnograf cytuje w swym dziele notatkę zamieszczoną w warszawskim „Kurierze Codziennym” z 1869 roku, a dotyczącą Bodzentyna i jego okolic. Gazeta ta donosiła: Do jakiego stopnia istnieje zabobonność między prostym ludem, dowodzi następujące zdarzenie zaszłe niedawno w m. Bodzentynie w guberni kieleckiej. Dnia 18 marca rb. starszy strażnik dostrzegł na cmentarzu parafialnym w Bodzentynie rozkopaną mogiłę włościanki Szafrańcowej, ze wsi Sieradowice, nagle zmarłej 22 lutego tegoż roku. Z wyprowadzonego przez miejscowego burmistrza śledztwa pokazało się, że Szafrańcowa po śmierci jakoby nawiedzała dom swego męża, Jana Szafrańca, straszyła go, dzieci, a nawet sąsiadów. Pragnąc pozbyć się przykrych odwiedzin nieboszczki, Szafraniec udał się na cmentarz i przy pomocy grabarza Walentego Czekaja rozkopał grób, przewrócił w trumnie trupa nieboszczki plecami do góry i związał ręce. Pomimo takiej ostrożności odwiedziny nie ustawały. Rozgniewany przeto Szafraniec, udawszy się na cmentarz, powtórnie otworzył trumnę i odciąwszy sam głowę nieboszczki żony swojej, zakopał ją w innem miejscu. Obaj sprawcy rozkopania mogiły oddani zostali pod sąd.

Kodeks kar głównych i poprawczych w art. 246 opisującym przestępstwo „pogwałcenia grobu”. Rozkopanie grobu w celach zabobonnych skutkowało pozbawieniem wszelkich praw i dożywotnią zsyłką na Syberię. Dużo łagodnie traktowani byli ci, którzy wykopywali trupa w stanie opilstwa, tym groziło od sześciu miesięcy do roku więzienia. Chłopi prawa, rzecz jasna, nie znali, nie mogli więc wykorzystywać choćby łagodzącego faktu, że zwykle przed odkopaniem upiora pili sporo wódki. Wyroki zsyłki rzeczywiście zapadały.

Ciekawe informacje na temat podobnych wydarzeń można znaleźć też w Gazecie Polskiej z 1871 roku: W ostatnich dniach miesiąca kwietnia zmarł we wsi Gatki w gminie Mirżec w powiecie iłżeckim guberni radomskiej włościanin Grzegorz Tarabasz, pozostawiwszy żonę i dość znaczny majątek. Włościanie tejże wsi Paweł i Maciej Młodzińscy, Stanisław i Tomasz Wito, Szczepan Rafalski i Leonard Strzelec, po śmierci Tarabasza rozgłosili, jakoby nieboszczyk chodził nocą po wsi. Przestraszona wdowa Tarabasza, zaprosiwszy do siebie tych włościan i uczęstowawszy ich , poprosiła, aby cokolwiek zrobili dla usunięcia nawiedzin nieboszczyka we wsi. Jakoż w nocy z d. 30 na 31 kwietnia (12 na 13 maja pomienieni włościanie udawszy się na cmentarz, odkopali Tarabasza z grobu, oderżnęli mu głowę i inne członki i przybili je gwoździami do dna trumny. Przed sądem włościanie ci przyznali się do spełnienia tego czynu, tłumacząc się, że nie zrobili nic złego, owszem zapobiegli złemu.

Gwarantowanym upiorem był trup samobójcy: W okolicach Słupi uznano za upiora zmarłego śmiercią samobójczą młodego mężczyznę. Była to śmierć z powodu nieszczęśliwej miłości. Gdy wreszcie pochowano ciało w odosobnionym dole, nie na cmentarzu, upiór pojawiał się i napadał na ludzi oraz bydło. Znikał, gdy kogut zapiał o świcie.

W Małopolsce wierzono, że strzygonie mogą odwiedzać swojej owdowiałej żony, spać z nimi a nawet płodzić dzieci. W swym monumentalnym dziele (Kieleckie cz. 2) Oskar Kolberg zapisał śpiewkę o zazdrosnym nieboszczyku, który przychodzi dręczyć wdowę i jej nowego męża: na czworakach łaziło, a całe nagie było, przeszkadzało i jęczało, tłukło i łóżko dźwigało.

Wszystkim chcącym poszerzyć swoją wiedze w tej materii a szczególnie tym, którzy chcą poznać naszą własną historie, choć mniej znaną, polecam znakomitą książkę Łukasza Kozaka „Upiór. Historia naturalna”.

 

Damian Kwietniewski

Źródła:
Ł. Kozak, Upiór. Historia naturalna.
B. Baranowski, W kręgu upiorów i wilkołaków.