Kiedy na Kielecczyźnie noszono „dredy”

Kołtun to spleciona plątanina włosów na głowie, powstająca w wyniku zaniedbań w higienie osobistej, braku mycia oraz braku czesania. Ten stan włosów był znany pod wieloma nazwami, takimi jak goźdźiec, gwoźdźiec czy pliką. Sam termin ,,kołtun” wywodzi się od ruchu kołysania oraz kołatania wiszących splotów.

Za granicą przyjęło się określenie ,,plica polonica”, które oznaczało ,,kołtun polski”. Do rozpowszechnienia tego terminu przyczynili się polscy uczeni z Akademii Zamojskiej. Aby zdobyć międzynarodową sławę dla tej nowo powstałej uczelni, wybrano właśnie ten temat. Rektor Wawrzyniec Starnigel opisywał plicę w liście do profesorów uniwersytetu w Padwie w taki sposób: ,,Łamie kości, naciąga członki, rzuca się na stawy, ciało zniekształca i wykręca, powoduje narośle i guzy, robactwo sprowadza i masami tegoż tak głowę zanieczyszcza, że w żaden sposób nie da się potem do porządku doprowadzić. Jeśli się włosy obetnie, wówczas materia ta i jad rozchodzi się po całym ciele i zaatakowawszy je, dręczy głowę, nogi, ręce, wszystkie członki, wszystkie stawy, wszystkie części ciała prześladuje. Dowiedzioną jest rzeczą, że ci, którzy pozbyli się takiej klątwy, zapadają na oczy, albo cierpią niewymowne męki, gdy choroba spłynie na inne części ciał”. Skutki tego wystąpienia przeszły najśmielsze oczekiwania niejednego zamojskiego profesora. Od XVII do XIX wieku, powstało osiemset sześćdziesiąt prac na ten temat, nie wliczając około setki mniej ważnych wzmianek w innych dziełach lekarskich.

Kołtun powszechnie uważany jest za charakterystyczny dla Polski, jednak był znany już od XII wieku w zachodniej Europie. W Polsce zyskał popularność pod koniec XVI wieku i utrzymał się u nas przez wyjątkowo długi okres, sięgając do pierwszej połowy XX wieku. Choć epicentrum tego zjawiska utożsamia się z Mazowszem, to oczywiście na obszarze Kielecczyzny także była to powszechna przypadłość. Na zachodzie problem ten został rozwiązany znacznie wcześniej.

Początkowo kołtuna nie utożsamiano z brakiem higieny osobistej. Uważano go za objaw niebezpiecznej choroby oraz obronną reakcję organizmu, która miała wydalić z ciała truciznę. Najczęściej zabraniano jego ścinania, gdyż miało to prowadzić do śmierci. Ta choroba wyłaziła, wywijała się tak, a czemu? A bo to wiadomo, wywijała się i już. Nie wolno było obcinać tego (Tumlin 2010). Często zdarzało się również, że splątany pęk włosów był uważany za talizman, który miał chronić przed chorobami. Stąd czasami zapuszczano go umyślnie, by choroba uciekała na zewnątrz i zamiast ciała atakowała włosy. Doszukiwano się też wielu innych przyczyn tej ,,choroby” np.: Kołtona na głowie można beło tyż dostać jak sie nietoperz wkrencił, wplontoł we włosy. Tak godali, oj zakładojcie chustki na głowe, wieczorem jak sie tam gdzie szło, żeby sie nie wkrencił nietoperz, bo bedzie kołtun (Marzysz 2010); Innym wyjaśnieniem mogły być czary: Można beło zadać komu kołtona. To robiła tako osoba, która tak jakby magią sie parała. (…) Tobeły takie babki znachorki, zielarki, które czarowały, to one mogły kołtona zadać i mogły zażegnać. To jeszcze moja mama i jo nawet używom takiego powiedzenia, że ja ci tu za żegnom kołtona. (Marzysz 2010).

Rzadko decydowano się na obcięcie kołtuna, a jeśli już to robiono to w sposób szczególny: „Zdjęcie kołtuna odbywa się i w Kieleckim uroczyście: osoba, która ma go zdejmować, idzie do chorego, mając nożyczki w kieszeni i zdejmuje kołtun nie z przodu, ale z tyłu głowy bo w przeciwnym razie kołtun może się zgniewać i połamać chorego”. Z odciętą pliką postępowano również w odpowiedni sposób: „A niektórzy to owijali i wyrzucali gdzieś w krzoki kładli, abo zakopywali. Jakby znaloz był i łot tego to, by sie i jemu ten kołton zwił” (Radlin 2010), ,,Brali ludzie gdzieś zakopywali czy coś, daleko gdzieś tak, żebyto nie wydobyło sie nawet na wierzch. (…) Musieli to ukryć gdzieś dobrze. Jak ktoś znalazł to nikt tego nie dotknął nawet, z daleka omijał, z daleka, żeby nie wszed. Jak ktoś ściął to musieli tak sprzątnąć, żeby nie było na wierzchu, bo to łokropnie nieprzyjemne” (Cedzyna 2010).

W dawnej Polsce dotykał wszystkich, niezależnie od stanu społecznego i pochodzenia, aczkolwiek częściej występował wśród mieszkańców wsi. Jego rozprzestrzenianie się było wynikiem ograniczonego poziomu edukacji ówczesnych lekarzy, którzy nie umieli efektywnie przeciwdziałać tej przypadłości. Ciekawostką jest, że posiadanie kołtuna zwalniało młodych mężczyzn z Królestwa Polskiego od obowiązku służby w armii carskiej.

Bardzo interesującą relację na temat kołtuna (dlaczego się pojawił i jak sobie z nim poradzono) nagrał w 2008 roku w Bielinach Stanisław Cygan:

– […]A były jakieś sposoby zażegnywania chorób?

– Ło zażegnywania, to panie kochany, drogi, to moja mama łodcierpiała, nie święty pamięci. To ji sie zwieła. Kołtun ji sie na głowie zwieł. Bo ji sie zachciało kisony kapusty w lipcu. A gdziez kisono kapusta beła na wsi w lipcu. A gdziez kisono kapusta beła na wsi w lipcu, jak beła na polu jesce. No to łoblecielimy cało wieś. Kapusty nigdzie ni ma. Jag mame połozeło, siedem tygodni lezała w łózku, nie rusała się, a włosy to wszystkie beły w jedny kupce, placek. Ta jak talerz, zrobił się. No i co tu? Pojechali do dochtora do Dalesyc. A doktór godo: „Uciekajcie do łowcorza”. Wierzyli w łowcorza.

– Kto to był ten owcarz?

– To był znachor. Znachór tych chorób takich. No i dobrze, to gdzie pojechać? Jedzcie do Starachowic. Tam jest taki, mówi, łowcorz. Bo dawni nie powiedzieli znachor, ani nijaki, tylko łowcorz. Pojechali tata. Ale co mom wzioć. Bierzcie kosule z chory i jedźcie prędko do tego łowcorza, łón wom wszystko powie, co sie dzieje, z cego ta choroba wynika i co jes. To szybciutko kosule my zdjeni z mamy i do tego łowcorza do Starachowic. Zajezdzajo tata do tego łowcorza z tom kosulom. Tam siedzi pore łosób już u niego. Taki starsy, ale godo tak: „Pocekojcie kochany, człowieku, bo jo tu mom jesce tera tako babcie – mówi – co mo chłopa chorego”. Pocekali tata. No i mówi: „Dawojcie te kosule. Koszuleście tak. Dawojcie”. Ino wzioł do rok te kosule i godo: „Aha. Już wiem, co jes. Zachciało ji się cosi i nie daliście ji. To widziciez, to wyjście sami choroby narobieli”. „Ano tak panie dochtorz, no zachciało ji sie kisony kapusty, kejze jo tero póde za tom kapusto”.  Łoblecieli my cało wieś; kapusty ni ma. I tero nie musicie rusać tego kołtuna som spadnie, bo inacy to byście wegnali kobiete do dołu. Boze, siedem tygodni włosy zwiniente beły na głowie. A pod temi włosami to może pon wiedzić, co beło? Jak się nie cesało, nie meło. Jeden rój. I mówi: „Jak spadnie som ten kołton z głowy, zebyście nie brali, nigdzie nie wyrzucali, ino weżcie zbierzcie, i do jaki torbyki, do jakiego worecka lnianego, łokrećcie dobrze, włóżcie folio na nio i włóźcie na strych, tam za dach, za krokwe. Na dachu, mówi, ino w środku, na strychu. Zebyście nie chodzieli tam, zebyście nie rusali. Ji łón som zniknie. Som wom zniknie stamtod”. No ji tak to beło. Kochany, siedem tygodni, spadło z głowy, głowa goło, a tam rój jeden. Tata godajo tak: „Boze, weź no ty idz tam i włóż toto do tego worecka”. Jo mówie: „Jo nie pójde, bo jo się brzydze”. No wzieni tata włozeli. Boze, mówi, niech sie Bóg łopiekuje tym” . A mama jak usneli, to przez dwa dni to mu się nie mogli dobudzić pokormić jich. Jak juz ta koszula włożono beła na siebie, ten kołton spod i to uleceło. To takie były choroby zachciewajki […].

Na zakończenie ciekawostka. Jak się okazuje po wpisaniu w polu wyszukiwarki serwisu internetowego YouTube hasła; plica polonica można zauważyć sporo filmików związanych z entuzjastami tej osobliwej fryzury.

Plica Polonica Dreadlocks – YouTube

 

Damian Kwietniewski

Źródła:

Marzena Marczewska, Kiedy choroba była gościem-o językowym obrazie kołtuna w przekazach ludowych
Stanisław Cygan, Z gwary świętokrzyskiej
Marcin Winkowski, Kołtun – między chorobą a zabobonem, histmag.org
Robert Tomasz Tomczak, Uczona dysputa akademicka… o kołtunie, histmag.org