Handel w miasteczkach na Kielecczyźnie w II RP

Miastem czy miasteczkiem były osady liczące co najmniej 1000 mieszkańców. Miejscowości, które po powstaniu styczniowym utraciły prawa miejskie, w II RP nadal były uważane za miasta. Niektóre z nich odzyskały swój status w okresie międzywojennym. Miasteczko nie liczyło więcej niż 20 tys. mieszkańców. Na 40 miast i miasteczek w przedwojennym województwie kieleckim najwięcej, bo 18 liczyło od 5 do 10 tys. ludności według danych z 1938 r.

W okresie międzywojennym handlem i ubezpieczeniami zajmowało się 20% drobnomieszczan. W 1931 r. według spisu powszechnego istniało 9898 zakładów zaliczanych do działu „handel i ubezpieczenia”. Najwięcej przypadło na handel towarowy 8253 placówek (83,4%), 778 (8%) – były to domy czynszowe. 53 hotele znajdowały się w miasteczkach, istniało także 418 zakładów gastronomicznych (restauracji). W handlu towarowym najwięcej było placówek handlu detalicznego (7277 firm). Natomiast handel hurtowy dysponował jedynie 84 zakładami.

Rynek małomiejski miał charakter w pewnym sensie wiejski, ponieważ preferował sprzedaż artykułów pierwszej potrzeby. Nie handlowano na nim towarami luksusowymi, jak w większych ośrodkach miejskich, gdzie część mieszkańców (szczególnie dość zamożna) mogła sobie pozwolić na zakup cennych rzeczy, mebli, ubrań itp. W małych miasteczkach oferowano przede wszystkim artykuły codziennego użytku. Drobnomieszczan nie interesowały rzemiosła artystyczne czy dzieła sztuki. W miasteczku znajdowało się kilkanaście sklepów z artykułami niezbędnymi do codziennego funkcjonowania, tj. sklepy ogólnospożywcze, kawiarnie, restauracje, cukiernie, herbaciarnie i knajpy. Sklep w miasteczku był zazwyczaj niewielki, bądź średniej wielkości. Prowadzone przez właścicieli najczęściej w centrum miasteczka przy rynku, lub przy bocznych uliczkach, z reguły słabo oświetlonych.

W miasteczkach dominowały sklepy spożywcze, stanowiące przeciętnie 54% wszystkich zakładów handlowych. Na drugim miejscu były sklepy odzieżowe i galanteryjne (25%), Firmy zazwyczaj mieściły się w prywatnych domach. Właściciel nie musiał przestrzegać ośmiogodzinnego dnia pracy, ponieważ mógł obsłużyć klienta nawet późnym wieczorem. W czasie kryzysu gospodarczego gdzie często zdarzały się przypadki bankructwa, w celu zdobycia klientów, częstowano ich np. herbatą czy cukierkiem. Zachęcano także na ulicy przechodniów, aby ci wstępowali do sklepu i czynili w nich zakupy.

Gastronomie rzadko kiedy kojarzyła się restauracją serwującą najlepsze posiłki, choć takie także się zdarzały np. w Chmielniku, gdzie podawano pyszne ryby i wytrawne wino, czy w Iłży lub Sandomierzu. Restauracja w Chmielniku często była odwiedzana przez kuracjuszy wracających z Buska do Warszawy i innych większych miast. Dania w tym miejscu były znakomicie przygotowywane i cieszyły się popularnością wśród gości. Restauracje w miasteczkach należały jednak do rzadkości. Najczęściej spotykaną gastronomią w mniejszych miastach były knajpy. Oprócz rzecz jasna alkoholu (piwa, wódki, wina), na który wzrósł popyt w latach 30-tych, można było zjeść zazwyczaj, kiełbasę, czy kaszankę i inne wędliny, przygotowane przez miejscowych rolników i rzeźników.

W okresie II Rzeczypospolitej podejmowano liczne próby ograniczenia pośredników – przy których cena produktów ostatecznie wzrastała. Tworzono spółdzielnie, które prowadziły sprzedaż artykułów spożywczych i galanteryjnych. Do jednej z nich należało Stowarzyszenie Spożywców „Społem”. Rolnicy i drobnomieszczanie w 1930 r. w Zwoleniu założyli Spółdzielnie Rolniczo-Handlową „Rolnik”, która nastawiła się oczywiście na skup zboża. Jednak jej efekty były niewielkie. Rolnicy nie mieli zaufania do ruchu spółdzielczego, woleli swe zboże sprzedawać prywatnym przedsiębiorcom. Spółdzielnia skupowała tylko tysiąc kwintali ziarna, podczas gdy w okolicach Zwolenia, plony sięgały 60 tys. kwintali.

Przeciętnie handlowiec pracował 46 godzin tygodniowo, od poniedziałku do soboty. Od 1928 r. rząd wprowadzał surowsze przepisy sanitarne, które dla większości sklepów w dużych miastach, a także miasteczkach nie była możliwa do wykonania. Np. sklepy nie mogły łączyć się z mieszkaniem, i nie wolno było w nich sprzedawać mydła, nafty oraz skór. Sanepid czasem przeprowadzał kontrolę. Dla przykładu na 58 skontrolowanych placówek w Chęcinach i Bodzentynie, zaledwie kilkanaście odpowiadało podstawowym rygorom sanitarnym. Trzy z nich sanepid był zmuszony zamknąć. Problem ten istniał w dużych ośrodkach np. w Będzinie, gdzie na 118 skontrolowanych masarni, jedynie 3 odpowiadały przepisom sanitarnym.

Podstawowe znaczenie dla obrotów między wsią a miastem miały targi, urządzane raz w tygodniu. Ich zasięg ograniczał się do miasteczka i okolicznej wsi, np. w Bodzentynie i Chęcinach średnia frekwencja wynosiła 1000-1500 osób. W dni targowe najbardziej ożywiona działalność handlowa miała miejsce przy rynku. Mężczyźni sprzedawali swe wyroby rzemieślnicze i mięso, kobiety natomiast jajka, nabiał i drób. Na bocznych ulicach chłopi sprzedawali zboże, ziemniaki, warzywa i owoce. Chłopi także handlowali bydłem, końmi, świniami, kozami i owcami. W dzień targowy największym zainteresowaniem cieszyli się krawcy i szewcy. U nich można było zakupić: spodnie, marynarki, obuwie, bluzki, chusty.

W miasteczkach na Kielecczyźnie dochodziło do zatargów na gruncie ekonomicznym między Polakami, a Żydami. W sprawach handlowych Żydzi wykazywali większe zdolności od kupców polskich. Polak był przekonany o tym, że Żyd handlujący tanimi produktami stał się przyczyną jego biedy. W II RP, a w szczególności w latach 30-tych, Polacy organizowali różnego rodzaju organizacje, które miały na celu wyrugowanie Żydów m. in. z handlu. Stowarzyszenie „Rozwój” utrwalało wśród katolików przekonanie, że Żydzi są nadzwyczaj solidarni i przyczyniają się do pogarszania sytuacji materialnej Polaków. Polacy generalnie uważali Żydów za ludzi bogatych, choć w rzeczywistości drobnomieszczanie żydowscy także cierpieli biedę w czasie kryzysu gospodarczego i również występowały u nich podziały polityczne, które nie były dostrzegane przez ludność chrześcijańską.

Bojkot Żydów nasilił się po śmierci marszałka Piłsudskiego w 1935 r. Największym echem odbiły się zajścia w Przytyku, w których zginął jeden Polak i dwoje Żydów. Przyjmuje się że był to kulminacyjny punkt akcji bojkotowej prowadzonej przez Stronnictwo Narodowe i inne prawicowe organizacje. W drugiej połowie lat 30-tych pojawiły się projekty ustawodawcze godzące w interesy ekonomiczne Żydów. W 1936 r. sanacyjna posłanka Janina Prystorowa wzniosła projekt ustawy o zakazie uboju rytualnego. W niektórych miastach nie czekając na decyzje Sejmu, wprowadzono zakaz uboju. Sejm natomiast 20 marca 1936 r. uchwalił ustawę, która co prawda uboju nie zakazywała, ale poważnie go ograniczyła do czynności religijnych.

Handel w miasteczkach woj. kieleckiego przebiegał dość sprawnie. Przede wszystkim miejscowi rzemieślnicy i handlarze oferowali swe produkty, codziennego użytku. Wiązało się to z niewielką zamożnością drobnomieszczaństwa, którzy zazwyczaj nie posiadali znacznych zasobów pieniężnych. Przedsiębiorcy znając lokalną ludność, potrafili określić jej preferencje.

Łukasz Ospara

LITERATURA:
1. M. B. Markowski Robotnicy przemysłowi w województwie kieleckim 1918–1939, Warszawa 1980
2. R. Renz, Kobieta w społeczeństwie międzywojennej Kielecczyzny. Dom, praca, aktywność społeczna, Kielce 2008
3. R. Renz, Rzemiosło województwa kieleckiego w okresie międzywojennym, Warszawa 1984
4. R. Renz, Życie codzienne w miasteczkach województwa kieleckiego 1918–1939, Kielce 1994