Depczyński Stanisław

Stanisław Depczyński ps. „Jaskółka” (1915 – b.d.)

Urodził się 27 lipca 1915 r. w Choroszczy w dzisiejszym powiecie białostockim. Był synem Konstantego i Józefy z d. Kendyś. W wieku dziewięciu lat rozpoczął naukę w 7-klasowej szkole powszechnej w rodzinnej miejscowości. Po ukończeniu nauki pracował jako ogrodnik, a od 1933 r. był pracownikiem fizycznym w szpitalu psychiatrycznym w Choroszczy.

Następnie, jako bezrobotny zgłosił się do wojska. W listopadzie 1934 r. został wcielony do Kompani Telegraficznej w 29 Dywizji Piechoty w Grodnie, w której szkolił się przez kolejne dziewięć miesięcy. W kolejnym roku odbył czteromiesięczny kurs kierowców samochodowych przy 7 Batalionie Pancernym w Grodnie. Po odbyciu służby wojskowej we wrześniu 1936 r. został przeniesiony do rezerwy. W czerwcu 1937 r. przyjął stanowisko sanitariusza we wspomnianym szpitalu psychiatrycznym.

W październiku 1937 r. rozpoczął starania o przyjęcie do Policji Państwowej. W maju 1938 r., jako kandydat kontraktowy na szeregowego P.P. objął służbę w Kompanii „D” Rezerwy Policji w Herbach Starych w powiecie częstochowskim. Od 1 marca do 30 czerwca 1939 r. uczestniczył w kursie zwykłym w Szkole Szeregowych Policji Państwowej w Mostach Wielkich w województwie lwowskim. W lipcu 1939 r. objął służbę na posterunku policji w Białogonie.

Po wybuchu wojny zaangażował się w działalność konspiracyjną. W listopadzie 1939 r. w mieszkaniu prywatnym sekretarza gminy w Dyminach Ignacego Ratusznika ps. „Mars” został zaprzysiężony i pod pseudonimem „Jaskółka” wciągnięty w działalność Związku Walki Zbrojnej. Według naszego bohatera przysięgę odebrał jego bezpośredni przełożony por. Mieczysław Drewicz ps. „Warren”. We wspomnieniach Depczyńskiego czytamy, iż „W organizacji powierzono mi prowadzenie skrzynki korespondencyjnej na terenie obwodu Kielce, rejon południe-wschód”.

Przypuszczalnie w grudniu 1939 r. na polecenie władz konspiracyjnych wstąpił do policji granatowej, a następnie rozpoczął pracę na posterunku w Białogonie. Jak sam wskazywał „Praca na posterunku bardzo ułatwiała mi konspiracyjną działalność, w doręczaniu i odbiorze prasy podziemnej i informacji”. W październiku 1942 r. został przeniesiony na posterunek w Wiśniówce, a na początku listopada oddelegowany do pracy na posterunku w Morawicy.

Fragment skorowidzu więźniów śledczych i karnych na rok 1942. Na czwartej pozycji od góry widnieje nazwisko Stanisława Depczyńskiego (Źr. foto – OMPiO)

Po kilku dniach 11 listopada 1942 r. został aresztowany. Według księgi więziennej dzień później trafił do aresztu na ul. Zamkowej w Kielcach. Przebywał w celi nr 6 na oddziale II przeznaczonym dla więźniów politycznych. Prawdopodobnie to on zorganizował ucieczkę z więzienia przeprowadzoną 29 listopada 1942 r. Bezpośrednią relację naszego bohatera przedstawił w czasopiśmie „Przemiany” Longin Kaczanowski:

„Ustalamy termin operacji na dzień 29 listopada. Oprócz Radomskiego do wtajemniczonych należą: Bojanek, Sawicki, Sokalski, Cendrowski, Dłużewski, Skibiński. Nazwisk pozostałych kolegów nie pamiętam. 29 listopada, a była to niedziela, z „Caritasu” dostarczono zupę dla więźniów. Przyjęliśmy to za dobry znak. Ludzie byli wygłodniali i zupa postawiła ich na nogi. W napięciu oczekujemy wieczornego wypuszczania z cel do ustępu, wtedy mieliśmy rozpocząć akcję. Jest godzina 20.00, dochodzą nas odgłosy, jak gestapowiec „Książek” załatwia kolejne cele, porządnie, według numerów. Słyszymy jego głos, świst bata, równe uderzenia więźniarskich butów, do i z kibla, krok w krok.

Wreszcie otwierają się drzwi naszej celi. Gestapowiec staje przy framudze i wypuszcza po dziesięciu, zatrzaskując drzwi po każdej dziesiątce. Nasza umówiona dziesiątka wybiega jako ostatnia. W ubikacji przeprowadzam krótką naradę i wydaję ostatnie polecenia, po czym wracamy do celi. Przodem biegnie dwóch kolegów z kiblem. Gdy mijają gestapowca, który nie zdążył ich dosięgnąć batem, błyskawicznie rzucam się na niego, zaprawiając go w żołądek. „Książek” otumaniony, nie mogąc złapać oddechu, ani krzyknąć, sięga po pistolet. Jestem jednak szybszy, wykręcam mu rękę i wyciągam pistolet z futerału. W tym czasie koledzy kneblują mu usta ręcznikiem. Związanego wnosimy do jego dyżurki, rozbieramy z munduru, w który szybko przebieram się i od tej chwili występuję w roli gestapowca „Książka”.

Już jako „gestapowiec”, prowadzę przed sobą dwóch więźniów, Radomskiego i Sawickiego, którzy mają przynieść wodę z parteru na nasze pierwsze piętro. Uważam, że nie wzbudzi to podejrzeń, bowiem często tak postępował „Książek”, gdy było słabe ciśnienie wody na piętrze. Na dole, przy zamkniętej kracie, stoi strażnik Szczukiewicz, volksdeutsch w czarnym mundurze. Widząc dwóch więźniów popędzanych przeze mnie batem przystępuje do otwierania kraty. Przygląda mi się podejrzliwie i widzę, że coś mu się nie podoba. Zanim zdążył coś pomyśleć, syknąłem, by podniósł ręce do góry, inaczej będę strzelał. Posłusznie wykonał moje polecenie, a kolega Radomski dokończył otwierania kraty. Po przedostaniu się na parter odprowadziliśmy strażnika do dyżurki, gdzie całkiem niespodziewanie natknęliśmy się na mocno zajętych rozmową ośmiu konfidentów z cel. Próbowali stawić opór, ale energicznym wystąpieniem zmusiłem ich do posłuszeństwa. Blefując powiedziałem im, że wybuchło powstanie przeciwko Niemcom, nie tylko w więzieniu, ale w całym kraju. Widać moje słowa poskutkowały, skoro potulnie położyli się na podłodze z wyciągniętymi rękami. A może był to po prostu strach, gdyż zagroziłem im, że za stawianie oporu wszelkie konsekwencje poniosą ich rodziny? Niestety, w czasie krótkiej szamotaniny z konfidentami uciekł nam wcześniej zatrzymany strażnik. W tej sytuacji zmuszony byłem zmienić plan działania i jak najszybciej wydostać się z całą naszą grupą z więzienia, zanim wpadnie gestapo. 

Najszybciej, jak tylko można, przebiegamy całą piętnastką, bo tylu nas w końcu było zaangażowanych w ucieczkę, przez trzeci i czwarty oddział do wyjścia na plac więzienny. Po drodze rozbrajamy cztery posterunki, układamy strażników na ziemi. Przed nami jeszcze dwa posterunki obsadzone przez żandarmów; przed bramą wyjściową i w dyżurce za bramą wyjściową z więzienia. Na dworze zawierucha, żandarm na mój widok pręży się, koledzy w tym czasie odbierają mu broń i klucze od bramy. Teraz wpadamy z całym impetem na dyżurkę i rozbrajamy ostatni posterunek. Jesteśmy wolni. A strażnicy posłuszni mojemu wezwaniu, by nie stawiali oporu, gdyż w całej Polsce wybuchło powstanie, oczekiwali na przybycie gestapo.

Tuż za więzienną bramą, którą zdążyłem jeszcze zamknąć, a klucze wyrzucić w krzaki, nasze drogi rozeszły się. W parku rozstaliśmy się z kolegą Sokalskim. Będąc już na ulicy Bandurskiego (dzisiejsza Świerczewskiego, przez Niemców nazywana Strasse der Deutschen Wehrmacht) widziałem jako od strony gmachu PW (dzisiejszego WDK) biegną umundurowani Niemcy. Zapewne udawali się do więzienia zaalarmowani przez strażnika, który nam się wymknął. Szybko wydostałem się za miasto, a następnie lasami między Posłowicami, a Białogonem dotarłem do zaprzyjaźnionego domu Jarońskich w Dobromyślu. Czy muszę dodawać, że moje pojawienie się w śnieżnej zadymce, nocą, w mundurze gestapowca, wywołało wielkie przerażenie, a później niepomierne zdziwienie? U Jarońskich ukrywałem się około dwóch miesięcy. W styczniu 1943 roku zostałem przerzucony przez dowództwo kieleckiego obwodu AK do pracy konspiracyjnej w Warszawie”.

Po przerzucie do Warszawy ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem. Na przełomie 1943/44 r. przyjął personalia mieszkańca Warszawy Bogdana Olesińskiego, który był przewidziany do pracy przy budowie niemieckich fortyfikacji na wschodzie. Kilka miesięcy później w kwietniu 1944 r. nasz bohater został ponownie aresztowany. Jak wspominał „gestapowcy aresztowali mnie w mieszkaniu przy ulicy 11 listopada. Myślałem wtedy, że już koniec ze mną, ponieważ znaleźli pistolet, moją pamiątkę z ucieczki z kieleckiego więzienia”. Po przewiezieniu na Pawiak przebywał tu przez kolejne dwa miesiące.

Po pobycie w więzieniu został skierowany do obozu koncentracyjnego KL Gross-Rosen i umieszczony w podobozie Halbau. Od 12 lutego 1945 r. uczestniczył w marszu śmierci do KL Bergen-Belsen, podczas którego śmierć poniosło ok. 300 więźniów. Sam Depczyński podaje, iż „z 2700 więźniów w ciągu miesiąca zginęło ponad tysiąc osób”. Wraz z grupą ocalałych 10 marca dotarł na miejsce, gdzie pozostawał do wyzwolenia obozu przez oddziały brytyjskie w kwietniu 1945 r.

W związku z zaistniałą sytuacją polityczną po powrocie do kraju pozostał przy nazwisku Olesiński. Według dokumentacji archiwum IPN w Katowicach nasz bohater w okresie powojennym był podejrzany o służbę w „policji granatowej” oraz o przynależność do AK lub NSZ na terenie Kielc w czasie II wojny światowej. Dalsze losy, jak również okoliczności śmierci Stanisława Depczyńskiego vel Bogdana Olesińskiego pozostają nieznane. Przypuszczalnie zmarł po 1985 r.

Gracjan Duda

Źródło:

Domański T., Policja granatowa w Kielcach i powiecie kieleckim w latach 1939-1945, [w:] Policja granatowa w Generalnym Gubernatorstwie w latach 1939-1945, Kielce-Warszawa 2019

Kaczanowski L., Ucieczka, „Przemiany: miesięcznik społeczno-kulturalny”, nr 4, 1986

Pyzik K., Sylwetki nieznanych bohaterów. Podobwód AK „Sowa” w obwodzie kieleckim 1939-1945, Warszawa 1994

Stanisław Depczyński – ku pamięci. Ogrody Wspomnień. Cmentarz Internetowy

Brawurowa ucieczka – Zeszyty Kombatanckie

Filie obozu Gross-Rosen – Gross-Rosen

Inwentarz archiwalny

Holocaust Survivors and Victims Database — Stanislaw Olesinski

APK, Komenda Powiatowa Policji Państwowej w Kielcach, sygn. 130

Fotografia użyta w artykule pochodzi z: APK, Komenda Powiatowa Policji Państwowej w Kielcach, sygn. 130